[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
LAURELL K. HAMILTON
CYRK POTĘPIEŃCÓW
(Przełożył: Robert P. Lipski)
2
Zysk i S-ka
2004
3
1
Pod paznokciami miałam zaschniętą kurzą krew.
Kiedy zawodowo zajmujesz się ożywianiem zmarłych,
musisz być gotowa przelać odrobinę tej krwi. Zaschnięte
ślady posoki miałam także na twarzy i rękach. Starałam
się nieco doprowadzić do porządku, zanim przyszłam na to
spotkanie, ale z niektórymi plamami na ciele może sobie
poradzić wyłącznie prysznic. Upiłam łyk kawy z mojego
kubka z napisem: „Jak mnie wkurzysz, pożałujesz”, i
spojrzałam na siedzących naprzeciwko mnie dwóch
mężczyzn.
Jeremy Ruebens był niski, ciemnowłosy i opryskliwy.
Zawsze gdy go widziałam, miał posępną minę albo
krzyczał. Drobne rysy twarzy skupiały się w samym jej
środku, jakby zebrała je tam dłoń olbrzyma, zanim jeszcze
glina zdążyła zaschnąć.
Przygładził klapy płaszcza, poprawił granatowy
krawat, spinkę do krawata i kołnierzyk białej koszuli.
Dłonie na moment oparł złączone na udach, ale zaraz znów
4
zaczęły swój taniec - płaszcz, krawat, spinka, kołnierzyk,
uda.
Stwierdziłam, że zniosę to widowisko nie więcej niż
pięć razy, zanim zacznę błagać o litość i zgodzę się na
wszystko, czego zażąda.
Drugim mężczyzną był Karl Inger. Nigdy go
wcześniej nie spotkałam. Miał prawie metr
dziewięćdziesiąt wzrostu. Stojąc, górował nad Ruebensem i
nade mną. Kręcone, krótko przycięte rude włosy okalały
pokaźne oblicze. Miał również spore baki, które łączyły się
z najgęstszymi wąsami, jakie kiedykolwiek widziałam.
Baki i wąsy były starannie ułożone, jedynie włosy w
nieładzie. Może miał kiepski dzień.
Dłonie Ruebensa już po raz czwarty rozpoczęły swój
taniec. Uznałam jednak, że cztery powtórki to mój limit
wytrzymałości. Miałam ochotę obejść biurko, złapać go za
ręce i wrzasnąć: „Przestań!", ale nawet jak na mnie
byłoby to nazbyt aroganckie.
- Nie przypominam sobie, abyś był tak nerwowy,
Ruebens - rzuciłam.
Spojrzał na mnie.
- Nerwowy?
5
Skinęłam na jego dłonie bez końca powtarzające te
same czynności. Zmarszczył brwi i położył dłonie na
udach. Pozostały tam nieruchome. Oto przykład
doskonałej samokontroli.
- Nie jestem nerwowy, pani Blake.
- Panno Blake. Czemu więc jest pan taki
zdenerwowany, panie Ruebens? - Upiłam łyk kawy.
- Nie zwykłem prosić o pomoc ludzi pani pokroju.
- Ludzi mojego pokroju? - Musiałam zadać to pytanie.
Chrząknął.
- Wie pani, o co mi chodzi.
- Nie, panie Ruebens, nie wiem.
- No cóż... królowa żywych trupów... - Przerwał
gwałtownie.
Byłam coraz bardziej wkurzona i chyba to było po
mnie widać.
- Bez urazy - mruknął półgłosem.
- Jeżeli przyszedł pan tu, żeby obrzucać mnie
obelgami, proszę w tej chwili opuścić mój gabinet. Jeśli ma
pan do mnie jakiś interes, słucham. Niech pan powie, co
ma do powiedzenia i jak najszybciej znika stąd.
Ruebens wstał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amelia.pev.pl