[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hart Josephine
Grzech
PROLOG
Można być pozbawionym dzieciństwa na wiele sposobów.
Między innymi przez nadmiar szczęścia. Wiedza o tym - dar
upływającego czasu - przychodzi powoli. Mówi się, że zasłonę
skrywającą przyszłość utkał anioł miłosierdzia. Ale co czyni nas
ślepymi na własną nieprzewidywalną przeszłość? Dlaczego
przeszukujemy po omacku jej ruiny, gubiÄ…c siÄ™ w labiryncie
uczynków i motywacji? My, którzy piszemy powieść życia
wykorzystując okruchy cudzej egzystencji, każąc żywym i
umarłym opowiadać naszą historię, składamy donos. Oto więc
opowieść-donos - okruchy życia. Życia wielu osób. Głównie
mojego. I jej.
1
Nigdy naprawdę jej nie znałam.
Najbardziej zbliżył mnie do niej jej mąż, człowiek, z którym teraz
jestem. A także syn - miał na imię Stephen.
I kłamstwa.
Byli tacy, nieliczni, do których łatwo było mi zwrócić się w po-
szukiwaniu tajemnej wiedzy o niej. Byli inni, mniej ważni - ich
życie śledziłam skrycie, w nadziei że jakiś ulotny promyk
oświetli mi do niej drogę. Ilekroć traciłam ją z oczu, zanurzałam
się w ciemne głębie własnej świadomości, by stamtąd
wypatrywać białego, migotliwego światełka jej duszy. Kiedy
kryła się przede mną, szukałam jej. Wiedziałam, że uciekając
zyskuje przewagę. Cicha, subtelna, nieprzenikniona - a przecież
wiedziałam, że potrafię ją zniszczyć.
Choć zraniła mnie do żywego, i ja zadałam bolesny cios. Nie, nie
umiałabym zabić, ale starałam się uderzać jak najdotkliwiej.
Pięknym srebrnym młoteczkiem odnaleźć czuły punkt, w który
wystarczy stuknąć, by cała szklana konstrukcja rozpadła się w
pył. Wtedy ją dostanę.
Czasem przypadek - ułamek sekundy, jedna zawieszona niespo-
dziewanie decyzja - sprawia, że przeżywamy udrękę lub ekstazę.
Jednak to, że pojawiła się w moim życiu, nie było dziełem
przypadku. Wyrokiem Losu czekała na mnie. W moim własnym
domu. Była pierwszym, choć nie pierworodnym dzieckiem mojej
matki. Straszna niesprawiedliwość. Nazywała się Elizabeth
Ashbridge. Nawet tego jej zazdrościłam.
2
CoÅ› trzepoce w moim pokoju. Czarne. Mamo, mamusiu! CoÅ›
czarnego w moim pokoju. Czarne. Ma skrzydła. Mamo, mamo.
Gdzie jesteś, mamo? Oj mamo, proszę, przyjdź. Mamusiu!
ProszÄ™. ProszÄ™. Zaraz usiÄ…dzie mi na twarzy.
Potykając się idę w stronę drzwi. Nie mogę dosięgnąć kontaktu.
Jestem za mała.
- Mamo, nie mogÄ™... Mamo, mamusiu! Korytarz jest ciemny.
Ciemność.
- Mamo, to idzie za mnÄ…. Mamo, mamo, gdzie jesteÅ›? Kontakt
musi być gdzieś przy schodach kuchennych. Sięgam
ręką... staję na palcach. Nie mogę go wymacać. Chwytam poręcz
i powoli, krok za krokiem schodzę w ciemność.
Wąsko tu. Wyciągając ręce mogę dotknąć ścian. Spocona twarz...
piekące uda... małe kropelki strachu i wstydu.
IdÄ™ po omacku.
- Mamo, mamo! - wołam w stronę błogosławionej jasności.
-Mamusiu!
Płynie do mnie jej głos cicho wtórujący melodii z radia.
Nareszcie otwieram drzwi. Z ciemności w jasność.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]