[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Agnes Harwood
Â
Cienie przeszłości
RozdziaÅ‚ 1Â
– Znowu to samo! – krzyknęła Jane, kopiąc z irytacją w automat do kawy, który jak co dzień odmówił jej posłuszeństwa. Akurat wtedy, kiedy po nocnym dyżurze w szpitalu jak powietrza potrzebowała tej niewielkiej dawki kofeiny.
– Może pozwoli pani, że pomogę? – odezwał się niski aksamitny głos za jej plecami.
Jane odwróciła się energicznie i ujrzała przed sobą wysokiego przystojnego mężczyznę, który patrzył na nią przeszywającym wzrokiem swych ciemnobrunatnych oczu. Uśmiechnął się przy tym lekko cynicznie, czerpiąc niekłamaną przyjemność z przyłapania pielęgniarki na zachowaniu niezbyt pasującym do tak filigranowej osóbki, jaką była Jane. W powietrzu unosił się zapach jego cytrynowo-korzennej wody toaletowej, a ona poczuła, że jej policzki stają się różowe wskutek zażenowania sytuacją, w jakiej się znalazła. Aby jednak nie dać po sobie poznać, że obecność mężczyzny wzbudziła w niej poczucie wstydu, odrzekła najbardziej ozięble jak tylko potrafiła.
– Dziękuję! Pana pomoc nie będzie potrzebna. Odpowiedziała mu arogancko, tak jakby to on był winny niedyspozycji starego automatu do kawy, który już dawno powinien zostać wymieniony na nowszy.
– A tak na marginesie, radziłabym zastosować się do regulaminu szpitalnego, który wyraźnie nakazuje osobom odwiedzającym chorych używanie obuwia ochronnego – po czym spojrzała na mężczyznę karcąco, dodając – znajdzie je pan przy drzwiach na końcu korytarza.
Odwróciła się na pięcie w kierunku dyżurki pielęgniarek, nie dając brunetowi szansy wypowiedzenia jakichkolwiek słów na swą obronę.
– Witaj Jane! Widzę, że już zdążyłaś poznać doktora Smitha – dobiegł ją głos Alexa Browna, dyrektora szpitala.
Jane oniemiała. Właśnie zdała sobie sprawę, co przed chwilą zrobiła. Poczuła, że jej policzki w okamgnieniu zmieniły odcień z różowego na purpurowy, a serce zaczęło bić coraz szybciej i szybciej. Odwróciła się w stronę mężczyzny, na którym przed momentem wyładowała całą swoją irytację nagromadzoną w przeciągu kilkunastu godzin dyżuru. I teraz już zdecydowanie mniej pewnie i arogancko wymamrotała drżącym głosem.
– O, tak Alex... tak... właściwie można powiedzieć, że, że już się znamy.
William Smith uśmiechnął się znacząco. – Tak Alex. Już zdążyłem poznać wasz przemiły personel. – Spojrzał na Jane z tym swoim niepowtarzalnym uśmiechem.
Poczuła, że zaraz zapadnie się pod ziemię i gdyby tylko mogła, uciekłaby stamtąd najszybciej jak tylko umiała. Ucieczka jednak była niemożliwa. Stała tam, a William pastwił się nad nią, obserwując każdy jej ruch.
– Cieszę się, że już się znacie – powiedział dyrektor. – Zaoszczędzi nam to niepotrzebnych formalności. Jane, to nasz nowy kardiochirurg. Na razie zajmie stanowisko doktora Murphy’ego, który w związku z chorobą żony musiał wyjechać z kraju. Do czasu jego powrotu doktor Smith będzie twoim głównym przełożonym.
To było to, czego Jane obawiała się najbardziej. Nie dość, że zrobiła z siebie kompletną idiotkę, to jeszcze zbeształa, jak jakiegoś uczniaka, mężczyznę, który teraz miał być jej przełożonym. Była przekonana, że od tej chwili jej praca stanie się prawdziwym koszmarem, a William Smith będzie wykorzystywał każdą możliwą okazję, żeby tylko odegrać się na Jane za jej arogancję.
– Niestety, jestem zmuszony zostawić was samych. Za pół godziny mam operację, a jeszcze muszę się przygotować – powiedział Alex. – Jane pokaże ci szpital, Will. Nie martw się, to nasza najlepsza pielęgniarka. Ręczę za to, że będziesz z niej zadowolony – po czym oddalił się do swych obowiązków.
Jane próbowała jakoś zaprotestować, ale zanim zdążyła cokolwiek z siebie wydusić, Alex Brown zniknął już za zakrętem korytarza. Teraz nie pozostało jej nic innego, jak tylko uporać się z tą żenującą sytuacją i jakoś wybrnąć ze swoich nieuzasadnionych ataków na nowego szefa.
– Cóż, chyba wypada mi przeprosić za swoje nieeleganckie zachowanie – powiedziała skruszona, wbijając oczy w podłogę.
Nigdy wcześniej nie czuła się tak okropnie. Nie należała do osób, które potulnie chyliły głowę i nawet kiedy miały coś do powiedzenia, milczały, by tylko sprawiać wrażenie grzecznych i ugodowych. Jane umiała postawić na swoim. W tej drobnej kobietce tkwił ogromny temperament i wielka wola walki. Ale najważniejsze chyba było to, że umiała jak mało kto przyznać się do błędu. I choć nie lubiła popełniać błędów, tym razem sama przed sobą musiała przyznać, że naskoczyła na doktora Smitha zupełnie niepotrzebnie i wyszła na niezrównoważoną małolatę, którą przecież nie była.
– Proszę się nie przejmować, panno...
– Spencer – wtrąciła Jane.
– Miło mi panno Spencer – uśmiechnął się zniewalająco. – Myślę, że możemy zapomnieć o tym małym incydencie. Po prostu znalazłem się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie tam, gdzie mnie być nie powinno. Jestem tu nowy, więc nie wiem jeszcze, co może mnie spotkać na szpitalnym korytarzu – znowu się uśmiechnął. – Proszę mi tylko obiecać, że następnym razem postara się pani potraktować mnie nieco łagodniej, a ja zrewanżuję się wzorowym obuwiem ochronnym. Co pani na to?
– To bardzo miło z pana strony, jednak mimo wszystko przepraszam i dziękuję za wyrozumiałość. Chodźmy, pokażę panu oddział. Może chociaż tym będę mogła zrewanżować się panu za mój dzisiejszy wyskok.
– Znam lepszy sposób. Może zgodzi się pani pokazać mi miasto. Nigdy nie byłem w Middletown i chętnie poznam tutejsze atrakcje. Szpitalne wnętrza znam na pamięć. To szpital, w którym pracuję. Myślę, że bez problemu się tutaj odnajdę. Kiedy więc nasze spotkanie, panno Spencer?
Jane zaniemówiła. Nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. Teraz, kiedy już dała się poznać z tej gorszej strony, postanowiła uważać na słowa. Tylko jak miała grzecznie odmówić, co powiedzieć, by znowu go nie urazić.
– Wydaje mi się, że to chyba nie jest najlepszy pomysł. Nie jestem odpowiednią osobą do oprowadzania pana po mieście. Nie mam zbyt wiele czasu, więc rzadko wychodzę wieczorami, co uniemożliwia mi poznanie wszystkich tutejszych atrakcji w stopniu, który mógłby pana doktora satysfakcjonować. A teraz bardzo przepraszam, ale muszę wracać do swoich obowiązków.
– Więc może chociaż wspólny obiad? – zagadnął William, kiedy Jane już odchodziła.
– Przepraszam, ale nie mogę – uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami windy.
Pewnie jest już zajęta – pomyślał Will. – Takie twoje cholerne szczęście! – powiedział sam do siebie.
Jane tego dnia maszerowała do domu na piechotę. Musiała zostawić samochód w warsztacie. Okazało się, że są jakieś problemy z s...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]