[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JOE HALDEMAN & JACK C. HALDEMAN
Nie ma ciemności
(Tłumaczył : Jan Andrzej Nikisch)
Mamie i Tacie
malvolio: ...powiadam ci, ten dom jest ciemny.
clown: Szaleńcze, mylisz się. Mówię ci, nie ma ciemności, lecz tylko ignorancja...
Dwunasta nocNIKT NAM NIE OBIECYWAŁ, ŻE NA HELL BĘDZIE ŁATWO
Do czasu skolonizowania Springworld była to najbardziej nieprzyjemna planeta Confederation. Teraz wydaje mi się to co najmniej wątpliwe. Tę rywalizację wygrałoby jednak Hell.
Hell posiada jeden znaczący przemysł, czyli szkolenie ludzi w przemocy poprzez poddawanie ich przemocy. Prawie wszystko co się na tej przeklętej planecie porusza jest zabójcze, włączając w to jej mieszkańców. Może właśnie oni szczególnie. Planety, które myślą poważnie o wojnie, wysyłają tam swoich przyszłych dowódców, aby ćwiczyli się w wojennym rzemiośle. I albo uczą się tego, albo giną. Nas zapisano na kurs ł a g o d n y. Powiedziano nam, że najprawdopodobniej nie zginiemy.
PROLOG
Był taki okres, gdy dominującym językiem na starej Ziemi był angielski - zawiły język pokrewny hiszpańskiemu, nieznacznie tylko podobny do pan-swahili.
W większości światów Confederation angielski jest przedmiotem zainteresowania jedynie naukowców. Jednakże jest ciągle kilka miejsc, w których traktowany jest jako język ojczysty: na jednej wyspie i w części kontynentu na Ziemi oraz na rzadko zaludnionej planecie Springworld.
Przyznać się do nieznajomości Springworld nie jest niczym szczególnie godnym potępienia, jako że ta młoda planeta nie posiada prawie nic interesującego poza swoim archaicznym językiem. Nawet jej nazwa - Springworld brzmi ironicznie. Środowisko naturalne jest dla ludzkiego życia niemal równie zabójcze jak na każdej innej zamieszkanej planecie. Jej mieszkańcy musieli zostać poddani modyfikacji genetycznej, która dodała im wzrostu i siły nie tylko po to, by wyrównać szansę walki z agresywną zwierzyną, ale po prostu, by umożliwić utrzymanie się w pozycji pionowej w czasie gwałtownych wichur charakteryzujących jej klimat.
Jedyną bliską planetą o jakimkolwiek znaczeniu jest Selva, która umożliwia Springworld kontakt handlowy z resztą Confederation. W skład niektórych środków farmaceutycznych produkowanych na Selvie wchodzi w znacznej ilości rosnący jedynie na Springworld porost volmer. Ponieważ Springworld wprost fanatycznie chce pozostać samowystarczalna, cały jej handel z Selvą odbywa się tylko za gotówkę, co po kilku pokoleniach dało nadwyżkę w wysokości kilku milionów pesos. Jako cywilizacja, która ma w pogardzie wszelki luksus i szczyci się swą niezależnością, Springworld ma duże trudności z wydawaniem tej nadwyżki.
W A.C. 354 wydano trochę z tej sumy, wysyłając pewnego chłopca do obcych szkół. Okazało się, że był to bardzo korzystny interes.
DRUGA WYPRAWA STARSCHOOL
Informacja ogólna oraz warunki przyjęcia
Starschool oferuje młodym ludziom wyjątkowe warunki kształcenia - zwłaszcza tym, którzy w przyszłości mają w swoich światach zająć czołowe stanowiska w polityce zagranicznej i handlu międzyplanetarnym. W trakcie pięcioletniego kursu Starschool odwiedzi szesnaście planet Confederation wybranych bądź ze względu na zainteresowanie ich kulturą i historią, bądź z przyczyn czysto pragmatycznych - dla ich politycznego znaczenia.
Pierwsza wyprawa Starschool (A.C, 348 - 352) była takim sukcesem, że zwierzchnicy zdecydowali się istotnie poszerzyć program, unikając znaczącej podwyżki kosztów nauki, które, trzeba przyznać, są dość wysokie. Dodano dwa nowe światy: Mundovidrio i Hell, umożliwiając poddanie studentów dwóm skrajnym doświadczeniom. Większość naszych klientów wie, że na Mundovidrio znajduje się siedziba Institutio del Yo Esencial - Instytutu Wiedzy o Sobie Samym, gdzie studenci spędzą miesiąc, systematycznie badając stany świadomości. Z drugiej strony znajduje się Hell, którego jedyna działalność sprowadza się do szkolenia własnych najemników i dowódców wojskowych z innych planet. Studenci, którym zezwolą przekonania, będą mieli możliwość wzięcia udziału w krótkim, aczkolwiek intensywnym kursie militarnym.
Ze względu na to, iż nasi potencjalni studenci wywodzą się z wielu różnych kultur, warunki przyjęcia nie są sztywno określone. Jednakże ci, którzy nie mają wykształcenia, odpowiadającego poziomowi bachillerato, muszą uzupełnić swoją wiedzę w trakcie podróży między planetami. Dyplom ukończenia Starschool jest równoważny wyższym studiom spraw interplanetarnych.
ZIEMIA
Program nauczania. Uwagi
Większość z tego, co ludziom wydaje się, że wiedzą na temat Ziemi, jest całkowicie błędne. Jest to planeta zaawansowana technologicznie, a nie zacofany zakątek kosmosu. Pomimo że Ziemia aktualnie znajduje się w okresie ekonomicznego regresu, nadal posiada obfite zasoby zarówno materialne, jak i ludzkie, i chociaż być może nigdy nie odzyska pierwszeństwa, jakie dzierżyła we wczesnym okresie Confederation, nie jest bez wątpienia jej ślepym zaułkiem. Poza swoją, oczywistą dla historyków, archeologów i językoznawców wartością, Ziemia prowadzi aktywną wymianę handlową, zwłaszcza w dziedzinie techniki medycznej, a jej przemysł rozrywkowy jest drugim co do wielkości po Nairobi’pya.
Jako że wszystkie najważniejsze kultury Confederation wywodzą się z różnych geograficznych, etnicznych czy politycznych ziemskich podgrup, każdy turysta może znaleźć na Ziemi coś szczególnie go interesującego. W przeszłości znacznie wyolbrzymiano trudności z porozumiewaniem się z jej mieszkańcami. Prawdą jest, że na Ziemi nadal używa się ponad dwustu języków i około tysiąca dialektów, ale nawet w najmniejszym miasteczku są ludzie mówiący po hiszpańsku lub w pan-swahili. Zabierzcie ze sobą na Ziemię otwarte umysły i ducha przygody!
I
Oczywiście miało to na mnie wywrzeć wrażenie: przepaska na biodra, koraliki - dwa metry twardego, czarnego Maasai’pyan. Mr B'oosa podszedł do mnie z kijami na ramionach: dwa aluminiowe wydrążone w środku pręty o długości porównywalnej z jego wzrostem. Był jednak znacznie niższy ode mnie.
- Mr Bok - zaproponował - przyjacielski pojedynek? Jednak wyraz jego twarzy nie był przyjacielski.
- Jestem zajęty, sir. - Próbowałem właśnie wykonać kilka pożytecznych ćwiczeń, podnosząc ciężary w maszynie zbudowanej dla ludzi o połowę niższych.
- Nie jest pan zainteresowany pojedynkiem? Westchnąłem i opuściłem ciężar do pozycji spoczynkowej.
- Nie mogę walczyć z panem, Mr B'oosa. Przewyższam pana wagą o pięćdziesiąt kilo... i... i poza tym...
- Poza tym jest pan twardym pionierem ze Springworld, a ja tylko zwykłym synalkiem bogacza...
- ...o głowę niższym ode mnie i pięć albo sześć lat starszym. Zabójstwa mnie nie interesują. Dziękuję, sir.
- Ale rzecz leży właśnie w tym - stuknął o podłogę dwoma kijami - dzięki nim walka będzie zupełnie fair.
Byłoby bardzo przyjemnie dać mu nauczkę. Ale jeśli się jest gigantem pomiędzy Pigmejami, człowiek szybko uczy się trzymać nerwy na wodzy albo przykleją ci etykietkę sadysty.
Mały tłumek zbierał się wokół nas. Odbywało się to na Starschool między lekcjami, więc sala gimnastyczna o podwyższonej grawitacji wypełniona była studentami szykującymi formę przed lądowaniem.
- Dalej, Carl. Każda chwila jest dobra, żeby dać nauczkę takiemu ricon.
Był to Garcia Odonez, student jak i ja. Pomyślałem sobie, że studiuje głównie po to, by dawać zły przykład.
- Chyba się go nie boisz? Spojrzałem na niego, mając nadzieję, że wysłałem mu miażdżące spojrzenie.
- Miałeś już z tym do czynienia? - B'oosa wyciągnął do mnie jedną z tyczek.
Wypróbowałem ją. Z łatwością skręciłem ją, a następnie przywróciłem jej poprzedni kształt. No, mniej lub bardziej.
- Nie, sir. - Mógłbym mu zawiązać tę cholerną tyczkę jak krawat na szyi. - Springer walczy fair albo nie walczy w ogóle. - Próbowałem wręczyć mu ją z powrotem, ale odmówił.
- Imponujący pokaz brutalnej siły, Carl - przerzucał lekko kij z ręki do ręki - ale w tej walce siła nie ma znaczenia. Wyzwanie ciągle aktualne.
- Może gdyby wyjaśnił mi pan, dlaczego ni stąd, ni zowąd wyzywa mnie na pojedynek, zrozumiałbym. Nie wydaje mi się, abyśmy jak dotąd, mieli coś przeciwko sobie. - Na pewno nie przeciwko niemu osobiście. Ale to był ricon, a ricones nie uprzyjemniali mi życia w ciągu tego roku.
- To nieporozumienie. Nie chodzi o osobiste zatargi... Chciałbym rozstrzygnąć zakład. Jeden z moich kolegów, Mr Mengistu, uważa, że wygrywam z nim li tylko ze względu na dłuższy zasięg rąk i większą siłę. Ja natomiast utrzymuję, że zwycięstwo zależy wyłącznie od umiejętności. Jeśli pokonam ciebie, on zgadza się przyznać, że siła i rozmiary nie mają znaczenia.
- Ile wynosi zakład w przypadku tak drobnego sporu? Wzruszył ramionami.
- Pięć tysięcy.
Pewnego udanego roku mój ojciec zarobił aż 4000 pesos na zbiorach, bo zła pogoda podbiła wysoko ceny. Te żniwa kosztowały go jednak utratę dwóch palców i niemal pozbawiły życia.
- Zgoda. Ale proszę przygotować się na stratę nie tylko kilku pesos. Kilku zębów na przykład również.
- Wątpię. Gdzie chciałbyś walczyć?
- Gdziekolwiek, gdzie będzie łatwo zmyć krew. Może być tutaj, jeśli tylko ci ludzie zrobią trochę miejsca.
Otaczający nas tłum odsunął się, tworząc koło o średnicy pięciu metrów. Dla mnie było to trochę mało, ale B’oosa kiwnął głową i wycofał się w przeciwległy koniec.
Nigdy dotychczas nie używałem kijów w walce. My na Springworld nie mamy czasu uczyć się, jak pokonać kogoś kijami, ale widziałem kilka walk publicznych na Selvie w ciągu miesiąca, który spędziłem tam, oczekując na Starschool. Nie wydawało się to trudne. Tyczki używa się i do obrony, i do ataku. Próbuje się jednocześnie atakować i blokować uderzenia przeciwnika.
Szybkim ruchem machnąłem tyczką wokół, próbując ją wyczuć. Wydała dźwięk jak włócznia przeszywająca powietrze. Otaczający nas krąg poszerzył się.
- Gdyby była mocniejsza, mógłbym pana nią zabić, sir.
- Nie jest i nie mógłbyś. Przyjmij postawę.
- Jaką postawę?
- Przyjmij właściwą pozycję. Przygotuj się do obrony. W ten sposób.
Wysunął jedną nogę i trzymał tyczkę lekko ukośnie, ochraniając swoje ciało. Przyjrzałem się i postarałem się go naśladować. Miałem jednak znacznie więcej ciała do chronienia.
- Czy obowiązują jakieś zasady? - spytałem.
- Dżentelmen nie celuje w oczy. Jeśli wydłubiesz przeciwnikowi oko, musisz uważać, by na nie nie nastąpić. - Jego oczy spoglądały zimno i bardzo dojrzale. Sposób jego zachowania zmienił się. Zaczął przysuwać się powoli, trochę jak krab, jednak na swój sposób wdzięcznie. Rozluźniony i spięty jednocześnie jak drapieżnik, który podchodzi swą ofiarę.
Mam chyba lepszy refleks niż on. On jest mieszczuchem, a ja wyrosłem na planecie pełnej krwiożerczych zwierząt. Jego pewność siebie zrobiła jednak na mnie pewne wrażenie. Zdecydowałem, że najbezpieczniej będzie nie bawić się długo, lecz dopaść go szybko, zanim on dopadnie mnie. Naśladując Jego powolne, posuwiste ruchy, zastanawiałem się, gdzie najlepiej uderzyć, W podbrzusze? Nie! Przecież do diabła nie chciałem go zabić! Splot słoneczny? Tak. To powinno go powalić. Stanąłem i czekałem, aż dostanie się w zasięg mojej tyczki. Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy: raptownie zatańczył przede mną i trzasnął mnie potężnie po kostkach obu dłoni tak, że upuściłem tyczkę. Gdy schyliłem się po nią, dostałem z backhandu w czubek głowy. Świat zawirował. Potrząsnąłem głową, by pozbyć się szumu, sięgnąłem po kij i skierowałem go wprost w jego plexus solaris. Odepchnął go z łatwością jednym końcem swojego kija, podczas gdy drugi śmignął w kierunku mojej głowy.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]