[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KRISTIN HANNAH
ODLEG
Ł
E BRZEGI
Tytuł oryginału DISTANT SHORES
1
Benjaminowi i Tuckerowi.
Jak zawsze.
Jesień
Istnieją nurty wszelkich spraw człowieczych, Które w przypływie wiodą ku
fortunie, Lecz pominięte, skazują na podróż Aż po kres życia smutny na
mieliźnie. Skoro jesteśmy już na morzu, trzeba Ów sprzyjający prąd przyjąć
lub stracić Cały ładunek.
W. Szekspir, Juliusz Cezar przeł. Maciej Słomczyński
ROZDZIAŁ 1
Seattle, Waszyngton
Wszystko zaczęło się przy drugim martini.
- Nie wygłupiaj się - powiedziała Meghann. - Wypij jeszcze jednego.
- Za nic w świecie.
Elizabeth kiepsko tolerowała alkohol. Przekonała się o tym niezbicie
jeszcze w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym szóstym roku, kiedy była
studentką University of Washington.
- Nie możesz mi odmówić. W końcu to moje czterdzieste drugie urodziny.
Pamiętasz, jak się spiłam wiosną, kiedy kończyłaś czterdzieści pięć lat?
To była prawdziwa porażka!
Meghann wyczuła wahanie i, jak przystało na dobrego adwokata,
błyskawicznie je wykorzystała.
- Poproszę Johnny'ego, żeby po nas przyjechał.
- Czy Johnny na pewno jest pełnoletni i może prowadzić samochód?
- Nie bądź złośliwa. Wszyscy faceci, z którymi się spotykam, mają prawa
jazdy.
- A ja myślałam, że nie przestrzegasz żadnych zasad.
- Staram się, żeby było ich jak najmniej. Meghann machnęła ręką na
kelnerkę.
- Prosimy o jeszcze dwa martini i talerz nachos z dużą ilością orzeszków.
Elizabeth nie zdołała opanować uśmiechu.
- To nie będzie miłe.
Po chwili kelnerka wróciła, postawiła przed nimi dwa eleganckie kieliszki i
zabrała puste.
- Za moje zdrowie - oświadczyła Meghann, stukając się z Elizabeth.
2
Przez następną godzinę rozmowa toczyła się utartymi ścieżkami, czyli
wokół dawnych czasów. Elizabeth i Meghann przyjaźniły się od ponad
dwudziestu lat. Po ukończeniu studiów ich życie potoczyło się w przeciwnych
kierunkach: Elizabeth całą energię włożyła w pełnienie roli żony i matki;
Meghann została jedną z najlepszych adwokatek do spraw rozwodowych.
Jednak ich przyjaźń przetrwała próbę czasu. W ciągu minionych lat, kiedy
Elizabeth wraz z rodziną przeprowadzała się z miasta do miasta, przyjaciółki
często korzystały z telefonów i poczty elektronicznej. Teraz w końcu
mieszkały wystarczająco blisko, żeby przy specjalnych okazjach mogły się ze
sobą spotkać. Był to jeden z dużych plusów mieszkania w Oregonie.
Gdy kelnerka przyniosła po trzecim kieliszku, Meghann niepohamowanymi
wybuchami śmiechu reagowała na każdy dźwięk kasy.
- Widzisz tego słodziutkiego chłoptasia, który siedzi w rogu sali?
Meg rzucała porozumiewawcze spojrzenia w stronę chłopca, który mógł
chodzić do szkoły średniej.
- Sprawia wrażenie bardzo samotnego.
- Tylko popatrz, nie ma na zębach klamerek. Prawdopodobnie zdjęli mu je
w ubiegłym tygodniu. Jest zdecydowanie w twoim typie.
Meghann grzebała w nachos, szukając kawałka sera.
- Nie każdej szczęście dopisało aż tak, kochanie, że wyszła za mąż za
swoją miłość ze studiów. Zresztą od jakiegoś czasu nie mam już żadnego
typu. Kiedyś miałam. Teraz wybieram to, co daje mi szczęście.
Szczęście. To słowo Elizabeth odebrała jak cios między oczy.
- Ciekawe, czy zgodziłby się, żeby solenizantka postawiła mu piwo... O co
chodzi, Birdie?
Elizabeth odsunęła martini i splotła ręce na brzuchu, jak zwykle ostatnio.
Czasami wręcz przyłapywała się na tym, że stoi w pokoju z mocno
zaciśniętymi rękami; tak mocno je zaciskała, że aż trudno jej było oddychać.
Zupełnie jakby próbowała utrzymać w swoim wnętrzu coś, co koniecznie
chciało się stamtąd wyrwać.
- Birdie?
- To naprawdę nic ważnego. Meghann obniżyła głos.
- Posłuchaj, Birdie. Wiem, że dzieje się coś złego. Kocham cię. Powiedz, o
co chodzi.
Dlatego właśnie Elizabeth unikała alkoholu. Po wypiciu nawet
najmniejszej ilości trunku nieszczęście urastało do tak ogromnych rozmiarów,
że trudno było dłużej utrzymać uczucia na wodzy. Zerknąwszy na swoją
3
najlepszą przyjaciółkę, Elizabeth zdała sobie sprawę, że musi coś powiedzieć.
Po prostu nie mogła dłużej dusić tego w sobie.
Jej małżeństwo powoli zaczynało się rozpadać, nie potrafiła jednak o tym
myśleć, a już w ogóle nie wyobrażała sobie, żeby udało jej się na ten temat
porozmawiać.
Elizabeth i Jack nadal się kochali, ale bardziej było to przyzwyczajenie niż
prawdziwe uczucie. Namiętność wygasła wiele lat temu. Birdie coraz częściej
czuła się tak, jakby pomylili krok i każde z nich tańczyło w rytm innej
melodii. Jack chciał się kochać rano, ona wieczorem. Osiągnęli kompromis,
miesiącami obywając się bez seksu, a gdy w końcu podejmowali jakąś próbę,
brakowało namiętności i pożądania.
Nadal jednak byli obiektem zazdrości wielu przyjaciół. Wszyscy
pokazywali ich sobie palcami i mówili: „Patrzcie, ich małżeństwo wciąż
trwa". Ona i Jack do pewnego stopnia przypominali ostatni eksponat w
muzeum, które opróżniano od lat.
Niestety, za nic w świecie nie chciała powiedzieć tego wszystkiego na głos.
Słowa mają zbyt wielką moc. Trzeba się z nimi bardzo ostrożnie obchodzić,
bo inaczej mogą dokonać ogromnych zniszczeń.
- Nie jestem ostatnio zbyt szczęśliwa, to wszystko.
- Czego pragniesz?
- To zabrzmiałoby zbyt głupio.
- Jestem mocno wstawiona. Nic nie będzie brzmiało głupio.
Elizabeth chciałaby zdobyć się na uśmiech, ale serce tak mocno waliło jej
w piersiach, że aż kręciło jej się w głowie.
- Chciałabym... być kimś, kim niegdyś byłam.
- Och, skarbie. - Meghann ciężko westchnęła. - Podejrzewam, że nigdy nie
rozmawiałaś na ten temat z Jackiem.
- Ilekroć zbliżamy się do jakiegoś ważnego tematu, panikuję i mówię mu,
że wszystko jest w porządku. Potem mam ochotę zdzielić się młotkiem po
głowie.
- Nie wiedziałam, że jesteś aż tak nieszczęśliwa.
- Najgorsze, że właściwie nie jestem nieszczęśliwa. -Wychyliła się do
przodu i oparła łokcie o stolik. - Po prostu odczuwam potworną pustkę.
- Masz czterdzieści pięć lat, córki opuściły dom, a w małżeństwie wieje
nudą, dlatego chciałabyś zacząć wszystko od nowa. W swojej praktyce
adwokackiej spotykam bardzo dużo kobiet, które przeżywają dokładnie to co
ty.
4
- Rozumiem. Jestem nie tylko za gruba i nieszczęśliwa, ale na domiar złego
jeszcze stereotypowa.
- Stereotyp to jedynie powtarzający się wzór. Masz zamiar rzucić Jacka?
Elizabeth spojrzała na swoje dłonie, na brylantowy pierścionek, który
nosiła od dwudziestu czterech lat. Nie wiedziała nawet, czy byłaby w stanie
go zdjąć.
- Marzę o rozstaniu z nim i życiu w pojedynkę.
- Co więcej, w swoich marzeniach jesteś szczęśliwa, niezależna i wolna.
Kiedy wracasz do rzeczywistości, znów czujesz się samotna i zagubiona.
- Tak.
Meghann wychyliła się w jej stronę.
- Posłuchaj, Birdie, codziennie do mojej kancelarii przychodzą kobiety,
które mówią, że są nieszczęśliwe. Podejmują kroki, które rozrywają na
strzępy ich rodziny i łamią serca najbliższych. I wiesz co? Pod koniec
większość tego żałuje. Dochodzą do wniosku, że mogły bardziej się postarać i
nieco mocniej kochać. Okazuje się, że zrezygnowały z domu, oszczędności i
dotychczasowego stylu życia na rzecz pracy od dziewiątej do piątej i stosu
rachunków, a tymczasem ich luby w dziesięć sekund po rozwodzie ożenił się
z dziewczyną z pobliskiego baru z sałatkami. Ale ja jako twoja najlepsza
przyjaciółka dam ci radę wartą milion dolarów: Pustka, którą odczuwasz, to
nie wina Jacka, nawet nie jego problem, a rozstanie z nim niczego nie zmieni.
Tylko ty jedna możesz uszczęśliwić Elizabeth Shore.
- Nie wiem już, jak to zrobić.
- Na litość boską, Birdie, spróbuj zdobyć się na szczerość, tak jak
należałoby po takiej ilości martini. Mogłaś się niegdyś poszczycić wieloma
wspaniałymi cechami: byłaś utalentowana, niezależna, byskotliwa i
uzdolniona plastycznie. Na studiach wszyscy myśleliśmy, że będziesz drugą
Georgią O'Keeffe. Teraz organizujesz wszystkie przyjęcia charytatywne w
miasteczku i pracujesz nad wystrojem wnętrza waszego domu. Decyzja o
wyborze materiału na obicie sofy zajmuje ci więcej czasu niż ja
potrzebowałam na ukończenie prawa.
- To niesprawie...
- Jestem prawniczką. Sprawiedliwość mnie nie interesuje. - Jej głos
złagodniał. - Wiem również, ile zamętu w twojej duszy powoduje praca Jacka.
W końcu zawsze marzyłaś o tym, żeby zapuścić gdzieś korzenie.
- Co ty możesz o tym wiedzieć - westchnęła Elizabeth. - Od ślubu
mieszkaliśmy w kilkunastu domach, w przynajmniej kilku różnych miastach.
Ty nie ruszasz się z Seattle, więc nie masz pojęcia, jak to jest, kiedy człowiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]