[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hannibal
Przekład
Jerzy Kozłowski
Część I
Waszyngton
2
Rozdział l
Mógłbyś pomyśleć, że dzień taki jak ten
aż rwie się do świtania...
Ford mustang z Clarice Starling za kierownicą wtoczył się z łoskotem na podjazd budynku
przy Massachusetts Avenue. Mieściła się tam siedziba BATF - agencji do spraw przestępstw
związanych z alkoholem, tytoniem i bronią palną - wynajmowana w ramach oszczędności od
sekty Sun Myung Moona.
Grupa uderzeniowa czekała w trzech samochodach: zdezelowanym wozie obserwacyjnym
i dwóch czarnych furgonetkach jednostek specjalnych. Wszyscy tkwili bezczynnie w
ciemnym niczym jaskinia garażu.
Starling chwyciła torbę ze sprzętem i podbiegła do pierwszego pojazdu, brudnej białej
furgonetki z bocznym napisem „Marcell's Crab House".
Czterech mężczyzn obserwowało ją przez otwarte tylne drzwi. Nawet w mundurze Clarice
wyglądała szczupłe. Choć obciążona torbą, poruszała się zwinnie. Jej włosy błyszczały w
widmowym blasku świetlówek.
- Baby zawsze się spóźniają - mruknął funkcjonariusz waszyngtońskiej policji.
Grupą dowodził agent specjalny BATF John Brigham.
- Wcale się nie spóźniła. Wezwałem ją dopiero wtedy, gdy dostaliśmy cynk - sprostował. -
Musiała tłuc się tutaj aż z Quantico. Cześć, Starling, rzuć torbę.
Przybiła mu szybką piątkę.
- Cześć, John.
Brigham dał sygnał kierowcy, agentowi przebranemu w zniszczone ciuchy. Zanim
zamknięto tylne drzwi, furgonetka wyjechała na ulicę i wtopiła się w jesienne popołudnie.
Clarice Starling, weteranka furgonetek obserwacyjnych, dała nura pod okularem peryskopu
i zajęła miejsce z tyłu, jak najbliżej siedemdziesięciokilogramowego bloku suchego lodu,
który zastępował klimatyzację, gdy przyczajali się gdzieś z wyłączonym silnikiem.
W starym gruchocie cuchnęło strachem i potem jak w klatce z małpami. Takiego odoru
nigdy nie daje się usunąć. Samochód zdobiło już wiele napisów. Ostatni - zabrudzony i
wyblakły - umieszczono zaledwie trzydzieści minut wcześniej. Zalepione dziury po kulach
były starsze.
Zmatowione okno z tyłu miało szyby przezroczyste tylko od wewnątrz. Starling patrzyła
przez nie na dwie jadące za nimi duże czarne furgonetki jednostek specjalnych. Miała
nadzieję, że nie będą musieli godzinami warować w samochodach.
Gdy tylko odwracała się do okna, mężczyźni mierzyli ją wzrokiem.
Trzydziestodwuletnia agentka specjalna FBI Clarice Starling zawsze wyglądała na swój
wiek i zawsze - bez względu na wiek - prezentowała się świetnie. Nawet w mundurze.
Brigham wziął notatki z fotela pasażera.
- Jak to jest, że zawsze dostaje ci się czarna robota, Starling? - zapytał z uśmiechem.
- Bo ty ciągle mnie wzywasz - odparła.
- Tym razem jesteś mi potrzebna. Ale widzę, że nie robisz nic innego, tylko rozwozisz
nakazy. Nie chcę nic sugerować, ale ktoś w Buzzard's Point chyba niezbyt cię lubi. Powinnaś
przyjść popracować do mnie. To moi ludzie: agenci Marąuez Burkę i John Hare, a to
funkcjonariusz Bolton z waszyngtońskiej policji.
Mieszana grupa uderzeniowa składała się z przedstawicieli BATF, jednostek specjalnych
DEA - agencji do zwalczania narkotyków - i FBI. Była wymuszonym owocem cięć
budżetowych w okresie, gdy nawet Akademia FBI została zamknięta z braku funduszy.
Burkę i Hare wyglądali jak agenci. Funkcjonariusz policji stołecznej Bolton mógł uchodzić
za strażnika sądowego. Miał około czterdziestu pięciu lat, był tęgi i nalany.
3
Burmistrz Waszyngtonu sam miał na sumieniu wyrok za posiadanie narkotyków i
koniecznie chciał sprawiać wrażenie nieustępliwego wobec handlarzy. Nalegał, aby w każdej
większej akcji w Waszyngtonie uczestniczył funkcjonariusz stołecznej policji. Dlatego był tu
Bolton.
-
Dzisiaj robimy nalot na grupę Drumgo - oznajmił Brigham.
- Wiedziałam. Evelda Drumgo - w głosie Starling nie było entuzjazmu. Brigham kiwnął
głową.
-
Otworzyła fabrykę lodu przy targu rybnym Feliciana nad rzeką. Nasz człowiek twierdzi,
że dziś szykuje partię kryształu. A na wieczór ma rezerwację na Kajmany. Nie możemy
czekać.
Kryształowa metamfetamina, nazywana na ulicy „lodem", wywołuje krótkie i silne
odurzenie i jest morderczo uzależniająca.
- Narkotyki to wprawdzie działka DEA, ale Eveldę podejrzewamy również o
międzystanowy przemyt broni. Na nakazie wyszczególniono kilka
pistoletów maszynowych beretta i MAC 10. Wie również, gdzie możemy znaleźć ich
więcej. Chciałbym, żebyś się nią zajęła, Starling. Już kiedyś miałaś z nią do czynienia.
Chłopcy będą cię osłaniać.
- Łatwe zadanie - odezwał się Bolton z satysfakcją.
- Opowiedz im o Eveldzie, Starling - poprosił Brigham.
Clarice odczekała, aż furgonetka przejedzie po torach i zrobi się ciszej.
- Evelda to twarda sztuka - zaczęła.
-
Będzie walczyć do końca. Choć nie wygląda na taką:
pracowała kiedyś jako modelka. Jest wdową po Dijonie Drumgo. Dwukrotnie ją
aresztowałam, po raz pierwszy z mężem. Ostatnim razem miała przy sobie dziewiątkę z
trzema magazynkami, w torebce gaz, a w staniku filipiński nóż. Nie wiem, jak jest teraz
uzbrojona. Podczas drugiego aresztowania bardzo uprzejmie poprosiłam ją, żeby się poddała.
Posłuchała mnie. Później w więzieniu stanowym zabiła współwięźniarkę Marshę Valentine
trzonkiem łyżki. Więc nigdy z nią nic nie wiadomo... trudno cokolwiek wyczytać z jej twarzy.
Sąd uznał, że działała w samoobronie. W obydwu przypadkach wywinęła się od
odpowiedzialności. Oskarżenie o posiadanie broni oddalono, bo miała małe dziecko, a jej mąż
został właśnie zastrzelony z samochodu jadącego Pleasant Avenue, prawdopodobnie przez
gang Spliffów. Zażądam, żeby się poddała. Mam nadzieję, że posłucha. Urządzimy jej
przedstawienie. Ale słuchajcie, jeśli trzeba będzie obezwładnić Eveldę Drumgo, musicie mi
naprawdę pomóc. Chcę, żebyście ją porządnie przycisnęli. Niech się wam nie wydaje, że ja i
Evel-da będziemy uprawiać zapasy w błocie.
Kiedyś Starling zależałoby na opinii tych mężczyzn. Teraz nie podobało im się to, co
mówiła, ale ona już zbyt wiele widziała, żeby się tym przejmować.
- Evelda Drumgo przez męża jest związana z gangiem Cripów - wtrącił Brigham. - Nasz
człowiek twierdzi, że korzysta z ich ochrony, a oni rozprowadzają narkotyki na wybrzeżu.
Cripowie chronią ją głównie przed Spliffami. Nie wiem, co zrobią, gdy zobaczą nas. Starają
się nie wchodzić w drogę FBI.
- Musicie też wiedzieć, że Evelda jest nosicielką wirusa HIV - dodała Starling. - Dijon
zaraził ją brudną strzykawką. Dowiedziała się o tym w więzieniu i wpadła w furię. Tego dnia
zabiła Marshę Valentine i wdała się w bójkę ze strażnikami. Jeśli nie jest uzbrojona, będzie
pluć i gryźć, odda na was kał i mocz, więc zakładajcie rękawice i maski, zgodnie ze
standardową procedurą operacyjną. Jak będziecie wprowadzać ją do samochodu i kłaść jej
rękę na głowie, to uważajcie na igły we włosach i zabezpieczcie jej stopy.
Burke'owi i Hare'owi coraz bardziej rzedły miny. Bolton wyglądał na nieszczęśliwego.
Wskazał swoim obwisłym podbródkiem na broń Starling, wysłużonego colta kaliber 45 z
paskiem szorstkiej taśmy na uchwycie, zawieszonego w luźnej indiańskiej kaburze na
prawym biodrze. Chodzi pani cały czas z odbezpieczoną bronią?
4
- Odbezpieczoną przez cały boży dzień - odparła Starling.
- To niebezpieczne stwierdził Bolton.
Czekając na zmianę świateł, Brigham zdjął osłonę z okularów peryskopu i poklepał
Boltona po kolanie.
- Rozejrzyj się, czy na chodniku nie paradują jakieś lokalne gwiazdy. Obiektyw peryskopu
ukryty w wentylatorze na dachu dawał widok tylko na boki.
Bolton zrobił pełen obrót i zatrzymał się, przecierając oczy.
- Jak silnik pracuje, to wszystko się trzęsie - oświadczył. Brigham połączył się przez radio
z łodzią.
- Przepłynęli czterysta metrów i posuwają się dalej - powtórzył swojej załodze.
Furgonetka stanęła na czerwonym świetle na Parcel Street, jedną przecznicę od sklepu, i
pozostała w bezruchu przez jak się wydawało - bardzo długi czas. Kierowca rozejrzał się,
niby sprawdzając lusterko z prawej strony, i powiedział półgębkiem do Brighama:
- Mało chętnych na ryby. No to jazda.
Światło zmieniło się o czternastej pięćdziesiąt siedem, dokładnie trzy minuty przed
godziną zero. Zdezelowany samochód zatrzymał się przed targiem rybnym Feliciana,
zajmując dogodne miejsce na chodniku.
Kierowca zaciągnął ręczny hamulec. Zgrzyt
słychać było w tylnej części furgonetki.
Brigham zwolnił miejsce przy peryskopie.
- Popatrz sobie - zwrócił się do Starling.
Obejrzała front budynku. Wystawione na chodnik stoły i lady pełne ryb połyskiwały lodem
pod płócienną markizą. Ryby były starannie ułożone gatunkami na kruszonym lodzie, kraby
poruszały odnóżami w otwartych skrzyniach, homary właziły jeden na drugiego w zbiorniku.
Sprytny sprzedawca nałożył na oczy większych ryb wilgotne ściereczki, żeby błyszczały, gdy
wieczorem napłynie fala niezbyt rozmownych, ale wybrednych gospodyń domowych,
pochodzących z Karaibów.
Promienie słońca rozbłysły tęczą w pyle wodnym nad stołem do czyszczenia
ryb, gdzie
Latynos kroił silnymi rękoma rekina mako, posługując się sprawnie nożem o zakrzywionym
ostrzu. Polewał wielką rybę szlauchem. Zabarwiona krwią woda spływała do rynsztoka.
Starling słyszała, jak przepływa strumieniem pod furgonetką.
Obserwowała kierowcę, który zapytał o coś sprzedawcę ryb. Gość zerknął na zegarek,
wzruszył ramionami i wskazał palcem pobliską knajpę. Kierowca pokręcił się po targu przez
chwilę, zapalił papierosa i odszedł w stronę baru.
Z głośników dochodziły dźwięki
Macareny,
wystarczająco głośne, żeby Starling słyszała
je wyraźnie w furgonetce. Ta piosenka zbrzydnie jej na całe życie.
Wejście, które ją interesowało - podwójne metalowe drzwi w metalowej framudze z
pojedynczym betonowym stopniem - znajdowało się po prawej stronie.
Już miała oderwać wzrok od peryskopu, gdy nagle drzwi otworzyły się. Na ulicę wyszedł
postawny biały mężczyzna w hawajskiej koszuli i sandałach. Do piersi przyciskał plecak, pod
którym chował dłoń. Za nim szedł żylasty Murzyn z płaszczem przerzuconym przez rękę.
- Uwaga - powiedziała Starling.
Pojawiła się piękna twarz i długa egipska szyja Eveldy Drumgo.
- Evelda wychodzi za tymi dwoma facetami. Chyba się zmywają - informowała Starling.
Okupowała peryskop tak długo, aż Brigham w końcu ją szturchnął. Włożyła kask.
Brigham mówił do laryngofonu.
- „Strike One" do wszystkich jednostek. Zaczyna się. Zaczyna
się. Wyszła od naszej
strony. Ruszamy. Zdejmijmy ich jak najspokojniej. - Przeładował broń. - Łódź będzie tu za
trzydzieści sekund, jazda.
Starling wyskoczyła pierwsza. Warkoczyki Eveldy śmignęły w powietrzu, gdy odwróciła
głowę w jej stronę.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amelia.pev.pl