[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stefanowi, za to,
że pokazał mi inny świat,
i Courtney, za to,
że pomogła mi odnaleźć drogę do niego.
Bo mądrość każe by kochać, żyć,
Od bogów brać, co ma losem być,
Nie pytać, nie słać próśb w niebiosy,
Całować wargi, pieścić włosy,
Żar uczuć sycić, nim fala nadpłynie,
Przytrzymać ją, posiąść, a potem... niech ginie.
Edukacja osobowości
F. Scott Fitzgerald
Po tej stronie raju
przeł. Małgorzata Golewska-Safiej i Leszek Safiej
Rozdział 1
Od dwóch miesięcy mam ten sam sen — Viv oddala się od szkła i ognia, a jej śmiech niesie
się w ciemności. Idzie w moją stronę, z wargami ułożonymi w uwodzicielski uśmiech. Kołysze
biodrami, a ja tak bardzo chcę jej dotknąć, że odczuwam ból. Chcę zanurzyć palce w jej czarnych
włosach. Jest jak ciemny, zaskakujący kontrast dla jasnych płomieni, unoszących się za nią. Nie
mogę się doczekać, kiedy poczuję jej zapach — jest jak zapach wiosny — i kiedy przesunę dłońmi
po jej skórze i nigdy jej nie wypuszczę. Ale ona nagle staje i odwraca ode mnie wzrok. Ogień
tańczy na jej policzku. Chcę krzyczeć, ale jestem niemy. Wyciągam do niej ręce, ale nie mogę się
ruszyć. Odwraca się do płomieni.
Znów ją straciłem.
Zaciskam dłoń w pięść i otwieram gwałtownie oczy. Przy końcu bibliotecznego stołu stoi
Mike Liu, wyraźnie zmieszany.
— Ej, Cam. Już po dzwonku.
Ocieram ślinę z ust i odklejam twarz od notatnika. Rozcieram głębokie bruzdy, jakie
metalowa spirala zostawiła mi na policzku.
— Dzięki.
Waha siÄ™, poprawia sobie plecak na ramionach.
— Widzimy się na lunchu?
— Tak. — Nie podnoszę wzroku.
Kiedy odchodzi, przez sekundę żałuję, że nie powiedziałem do niego czegoś więcej niż dwa
słowa. Ale ostatnio dwa słowa to jedyne, na co mnie stać.
Reszta uczniów opuszcza bibliotekę. Zostaję sam.
Opieram się ciężko na krześle i spoglądam za okno. Jest stąd dobry widok na róg ulicy.
Wpatruję się w niego, aż coś ociera się o szybę — burza czarnych włosów. Zrywam się za szybko,
o mało nie przewracam krzesła. Nogi mam zdrętwiałe. Mrugam i widzę, że to tylko przelatujący
kruk. Wypuszczam powietrze. Viv nie żyje od dwóch długich miesięcy, ale nadal jest wszędzie.
I nigdzie.
Na dworze jest za ciepło jak na początek października. Złota jesień. Liście nadal wiszą na
drzewach, kwiaty jeszcze kwitną. Wszystko jest tak żywe. Chciałbym, żeby zima się pośpieszyła i
żeby wszystko zamarło.
Powinienem być na trygonometrii, ale ruszam na róg ulicy. Zmieniłem sobie plan zajęć tak,
żeby z każdej klasy widzieć ten kawałek betonu. Z pozoru to zwykłe skrzyżowanie dwóch
chodników. Stary słup ogłoszeniowy, który pękł na dwie części, został zastąpiony nowym, scalając
znów krajobraz. Kartki, zdjęcia i oklapnięte pluszowe zwierzątka zaczęły się nawet ze sobą zlepiać.
Kwiaty, które przyniosłem w tym tygodniu, już zwiędły.
To już dokładnie dwa miesiące. Dzisiaj.
DziÅ› wieczorem.
Usiłuję nie patrzeć na roześmiane zdjęcia, ale jedno z nich przyciąga mój wzrok, wyrwane
prosto z kroniki. Jest z pierwszej klasy, kiedy była jeszcze cheerleaderką. Wtedy krągłości nie
wypełniały jeszcze jej stroju. We włosach ma białe i czerwone wstążki. Policzki różowe i zdrowe,
uśmiech jeszcze szerszy, niż go zapamiętałem. Zmuszam się, żeby skierować wzrok na liściki,
chociaż znam je już na pamięć.
Viv, brakuje nam ciÄ™
Dlaczego złe rzeczy przydarzają się dobrym ludziom? Tęsknię, Viv
Nie mogę uwierzyć, że cię nie ma
Wbijam paznokcie w dłonie. Wcale za nią nie tęsknią. Rozpoznaję każde z imion. Nikt z
nich nie nazwałby jej przyjaciółką, gdyby znaleźli się z nią twarzą w twarz. Nie można się wypisać
z klubu najpopularniejszych, jak to zrobiła ona. Albo nigdy się do niego nie należy, albo się z niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amelia.pev.pl