[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Halina Poświatowska
Ważne wydarzenia:
· ciężka choroba poetki i jej męża, potem jego śmierć
· 1957 – debiut
· przedwczesna śmierć poetki
Twórczość:
· Hymn bałwochwalczy (1958)
· Dzień dzisiejszy (1963)
· Oda do rąk (1966)
· Jeszcze jedno wspomnienie (1967)
Tematyka utworów:
· miłość jako zasada istnienia i rytuał
· poeta wyznania
· śmierć, świadomość przemijania
Cechy typowe dla jej wierszy:
· bezpośrednie, szczere wyznanie uczuć
· podkreślenie siły zmysłowej, cielesnej strony miłości
· emocjonalność wypowiedzi – gwałtowne, dynamiczne określenia
· filozoficzne refleksje na temat życia
· Poetyckie rozważania na temat istoty życia
· Pytanie o kondycję człowieka, o jego pozycję we wszechświecie
· Erotyzm – pełen mroku i piękna
Poświatowska należy do tzw. pokolenia "Współczesności". Zadebiutowała w 1956 publikując swoje wiersze w "Gazecie Częstochowskiej". Za jej odkrywcę uważa się krytyka literackiego i poetę Tadeusza Gierymskiego.
Bardzo często można odnieść wrażenie, że dla wielu czytelników kluczem rozumienia jej poezji i podnoszącym jej atrakcyjność jest jej niezwykła biografia. Choroba serca, ciężka operacja, stałe zagrożenie życia – nie sposób zrozumieć jej wierszy, nie znając tych okoliczności.
Miłość – śmierć – barokowy koncept, trochę zużyty przez skrajność, ale tu kryje się niepodważalna prawda życia. Serce jako organ obraca się przeciwko sercu jako miłości.
Jednakże jej biografię spowija jakiś cień tajemnicy, niedomówień. Kim jest adresat „Opowieści dla przyjaciela”? (odp. Ireneusz Morawski – niewidomy, nie zwracał uwagi na jej wygląd, jak to czyniło większość mężczyzn; potrafił docenić jej słowa; zaufanie tak, ale czy miłość?; tylko on mógł ją krytykować)
Nikt wcześniej nie pisał wierszy w taki sposób jak ona – namiętność, intymne wyznania np. ***(„nie potrafię inaczej…”). Nie pisze o uczuciu i komplikacjach (jak Pawlikowska – Jasnorzewska), ale o erotycznym pragnieniu. Liryczne „ja” – osobne imię, ma ono swą naturę i niezależność. „Ty”, długo oczekiwany, nie olbrzymieje, nie staje się bogiem, lecz tylko obrasta sygnałami erotyzmu.
Świat nie ma szokować, ma przekonywać. Jej wiersze opowiadają jedną wielką historię. Historię pragnienia. Widzimy miłość, gdy rozkwita, gdy nie traci swej mocy. To nie odejście kochanka jest katastrofą, lecz śmierć.
Poświatowska nie używa raczej terminów filozoficznych, także kontekst egzystencjalny nie jest widoczny na pierwszy rzut oka.
Często pojawiają się w jej poezji znane imiona kobiece: Heloiza (ale bez Abelarda), Ofelia (bez Hamleta), Kleopatra, Izolda, Berenika. Skupia się na postaci kobiety. Na jej przeżyciach. W wierszach ważna cecha kobiecości: całkowita akceptacja własnej cielesności, narcyzm, autoerotyzm. Warunkuje to tożsamość kobiety, zdolność do przeżywania miłości i czerpania z niej satysfakcji.
Śmierć również pojawia się w aurze przyrodniczej (swego zmarłego męża szuka wśród drzew) – jest zawsze łagodna, do zaakceptowania.
Głównymi motywami jej twórczości poetyckiej były przeplatające się wzajemnie miłość i śmierć. Świadoma swej kruchości Poświatowska dawała wielokrotnie wyrazy sprzeciwu wobec nieugiętego losu. Ubolewała nad niedoskonałością ludzkiego ciała, ale i umiała wykorzystać każdy moment przemijającego życia. W swych utworach nie pomijała także swojej kobiecości, pisała o sobie i innych kobietach, kobietach - bohaterkach. Wszystko to osadzone było w głębokich przemyśleniach filozoficznych. Poezja Haliny Poświatowskiej stanowi przejmujące studium natury ludzkiej, kobiety pragnącej miłości i kobiety świadomej swej śmierci.
W słowach o ulicy "pijanej wiatrem", o śmiechu "szalonym", o tle "kolorowo drapieżnym".
Na początku nie było zatem słowa, było tylko jego poszukiwanie, szybkie i gorączkowe. Treści, które należało wypowiedzieć, nie chciały bowiem czekać, musiały zostać wypowiedziane natychmiast. Jak, w jaki sposób? Gdzie znaleźć patrona, wzór, nauczyciela?
Patron taki od lat kilkunastu istnieje. Patron wszystkich spragnionych formy, łaknących stylu, święty Tadeusz Różewicz. Oto litania do niego:
Jestem Julią
mam lat 23
dotknęłam kiedyś miłości
miała smak gorzki
jak filiżanka ciemnej kawy
(str. 35)
"Mam dwadzieścia cztery lata / ocalałem / / prowadzony na rzeź" (Różewicz). ,,Mam dwadzieścia cztery lata / przeżyłem najokropniejszą z wojen" (Drozdowski)... W ten sposób droga została odnaleziona, szkoła - wybrana, co więcej: warunki przyjęcia - spełnione. Gdyż, podobnie jak Różewicz, i Poświatowska może powiedzieć:
tam gdzie trzeba krzyczeć
mówię szeptem
W tej chwili praca dyplomowa leży przed nami.
Że w tej, a nie innej pracowni została napisana - nie trudno stwierdzić. Kto nie chce tu poprzestać na poznaniu intuicyjnym, ten z łatwością skompletuje sobie mały katalog wtórnych chwytów i schematów, takich jak paralelizm retoryczny, nadużywanie paralaksy, introdukcyjna funkcja czasownika (1). Uwzględniwszy melodię wersyfikacyjną i - dominującą tu - postawę behawiorystyczną, nie trudno otrzymać ilość punktów wystarczającą na to, by wykres "Hymnu bałwochwalczego" wiernie upodobnił się do zarysu poezji autora "Niepokoju".
Krytyk Poświatowskiej znajduje się jednak w o wiele szczęśliwszym położeniu niż krytyk jej braci i sióstr w Różewiczu. Stwierdzenie szkolnej przynależności nie zamyka tu bowiem opisu lecz otwiera go. Gdyż: w ramy poetyki ustalonej, istniejącej już - dostaje się nowa obsesja, nowy temat. Wydaje się rzeczą jasną, że, wcześniej czy później, ramy te musi przekształcić uregulowany brzeg - wymodelować po swojemu. Tymczasem: mieści się w nich z pożytkiem dla poezji.
Erotyka Poświatowskiej przynosi bowiem pewne novum, stanowi - skromne jeszcze, niewątpliwe jednak - poszerzenie granic, jakich temat ten dotychczas w poezji polskiej nie przekraczał. Śmiałość - wydaje się niekiedy cnotą pozaestetyczną. Zapewne. Jeśli jednak cnoty estetyczne nie towarzyszą jej - powstają wtedy wiersze w rodzaju tych, jakie niedawno z uczuciem pewnego przestrachu czytaliśmy w tomie innej poetki.
Poświatowska jest taktowną bałwochwalczynią Erosa. Nie waha się pisać o cielesnej istocie miłości, nie lęka się tematu ciała. Kobieta patrząca z zachwytem na swoje odbicie w lustrze, archipelag wiersza "W zmrużeniu powiek", przejrzysta metaforyka "Wiśni i świerku", świadectwo wiedzy o cynizmie ("Wieczorny finał") - śmiałości takiej nie było nawet u Pawlikowskiej. Lecz śmiałość owa nie przekracza nigdy granic taktu: nie ma w niej nic żenującego czy ryzykownego. Efekt ten Poświatowska osiąga w znacznej mierze dzięki różewiczowskiej poetyce, zmuszającej do dyskrecji, do ściszenia głosu. Jednak nie tylko dzięki poetyce.
Poezja Poświatowskiej jest ziemska, nie niebieska. Dotyczy spraw, którym żaden człowiek nie jest obcy; mówi o nich w sposób prosty, bezpośredni, komunikatywny. Jej ambicją nie jest odkrywanie nowych światów, nowego widzenia poetyckiego, nowych skojarzeń; jej ambicją jest stworzenie nowej konwencji, nowego językowego kanonu dla erotycznych przeżyć współczesnego człowieka, współczesnej kobiety.
W ambicji tej kryje się niemała szansa: ileż ludzi czeka na poezję miłosną, dziś - nie istniejącą niemal, ileż czeka na właściwą formułę własnego wzruszenia. Dokonujące się przemiany obyczajowe wymagają dokonania się przemian poetyckich, stwarzają konkretne zapotrzebowanie na poetycki listownik miłosny pokolenia. A że w wierszach Poświatowskiej zarysowują się możliwości spełnienia tych pragnień - świadczy choćby entuzjastyczna impresja Stanisława Grochowiaka ("Współczesność", 1959, Nr 5), który - będąc przedstawicielem tej samej generacji - stanowi tu tak zwany czynnik miarodajny.
O świadectwie tym, choć jednostkowym, warto pamiętać, gdyż odpowiedź Poświatowskiej na ankietę zatytułowaną "Erotyzm młodego pokolenia" nie we wszystkich punktach zgadza się z odpowiedziami, które czytaliśmy dotychczas. Na ich tle "Hymn bałwochwalczy" wyróżnia się czystością tonu, powagą i autentycznością przeżycia.
Słowo erotyzm zostało tu bowiem użyte na zasadzie określenia dyskretnego. "Hymn bałwochwalczy" można nazwać poezją sexu czy poezją erotyzmu - oczywiście. W gruncie rzeczy jest to jednak poezja tak zwanej "wielkiej miłości": żarliwej, nie uznającej kompromisów, totalnej. Miłości, która staje się miarą świata, która staje się imperatywem moralnym, narzuca bowiem całości ludzkiej psychiki swoją żarliwość i bezkompromisowość. I dlatego - tak blisko jej do spraw ostatecznych ("Dysonans", "Ona jest z nami") i do ostatecznych rozstrzygnięć ("Przypominam"). Stąd - "ów ideał kalso, k'agatos", zjawiający się w wierszu "Przechodzili koło mnie".
Taktem, kulturą erotyki Poświatowskiej jest jej kult miłości. Uczucie to stanowi w tej poezji próbę człowieczeństwa. Nie zna wstydu ciała; nie zna fałszu. Jest znów, jak było u Baczyńskiego, jak jest u Herberta - sprawą wierności. Bez głosu Poświatowskiej literatura młodego pokolenia byłaby niepełna. I - chyba - nieprawdziwa.
1 - Ulubiony chwyt Rózewicza: otwieranie wiersza formą czasownikową, silnie wyeksponowana - utrzymuje się jednak u tego poety w proporcjach umiarkowanych: "Niepokój" - 40:14; "Czerwona rękawiczka" - 34:10. U Poświatowskiej stosunek ten nieco wzrasta: na 68 wierszy tomiku forma czasownikowa otwiera się - 26. Dla porównania: w równocześnie wydanych "Wierszach" Teresy Socha-Lisowskiej ten sam stosunek wyraża się cyframi 44:3.
(1994) Twórczość: "Erotyczna wyobraźnia Haliny Poświatowskiej" - Iwona Misiak
W świecie Poświatowskiej prawa wyznacza kobieta. Natura jest kobietą. Cień jest kobietą. Odbicie w lustrze przedstawia kobiece ciało kochane przez patrzącą na siebie. W wierszach Poświatowskiej jest więcej miłości niż seksu, naiwności niż namiętności. Kobieta ciągle jest sama i ciągle tęskni do ciała. Do ciepła, które można przytulić. Ta poezja to wyczekiwanie. Nieustanne wyobrażanie sobie spełniającego się pożądania. Lustro powtarza obraz ciała, piersi, brzucha, ud. Patrzenie na swoje nagie odbicie, dotykanie napiętej skóry, samotność przed lustrem to już nie tylko pragnienie seksu, lecz uwielbienie własnego ciała. Możliwość obdarzenia go pieszczotą. Spoglądanie w lustro, kochanie się poprzez patrzenie symbolizuje miłość homoseksualną. Poezja Poświatowskiej jest w kolorze fioletowym. Kolor ten powstaje z połączenia błękitu i czerwieni, duchowości i zmysłowości. Złączenie sugeruje równowagę między niebem a ziemią, dniem i nocą, lecz chociaż w tej poezji przenikają się siły wody i słońca, żeńskości i męskości, to jednak między elementami nie zostaje osiągnięta równowaga. Fiolet należy do nocy, która także jest kobietą. Fiolet to kolor żałoby w Egipcie i kolor szat w chrześcijańskiej liturgii za zmarłych. Kolor ten czasem łączy się z chorobą. Kolor fioletowy jest w końcu jednym z ważnych znaków przynależnych do feministek.
W twórczości Poświatowskiej w związku z miłością pojawia się śmierć, śmierć w wyniku choroby i samobójstwo. Za każdym razem jest celebrowana. I choć często kult samobójstwa ma niewiele wspólnego z rzeczywistą śmiercią, to w tym wypadku jest bardzo ważnym tematem - Poświatowska pisze o śmierci w "Opowieści dla przyjaciela". "Będę mówić, przyjacielu. Najchętniej milczałabym, ale milczenie nie jest żadnym rozwiązaniem, milczenie nie wyjaśnia nic. A ja usiłuję wciąż na nowo wyjaśnić sobie i tobie, że to co uczyniłam, nie było zdradą. Nawet wtedy, gdy zapragnęłam umrzeć, nie popełniłam zdrady i nie zawiodłam twojej wiary we mnie". Korespondencja Poświatowskiej z przyjacielem, Ireneuszem Morawskim, na podstawie której powstała powieść, urwała się na skutek zdrady. Poświatowska nie uznaje samobójstwa za zdradę, dlatego pisze, że nie popełniła zdrady, usiłowała popełniać samobójstwa. Ukazała się, jak dotąd jedna jedyna, biografia Haliny Poświatowskiej pióra Małgorzaty Szułczyńskiej pod tytułem "Nie popełniłam zdrady". Szułczyńska mając do wyboru trzy możliwości: być wierną matce i siostrze Poświatowskiej, być wierną sobie, wierną Poświatowskiej, wybiera pierwszą możliwość. Powstała patetyczna i nierzetelna biografia, pełna pustych miejsc i niedopowiedzeń. Napisana w osobliwym stylu. Szułczyńska popada w śmieszności językowe łącząc swoje słowa z urywkami prozy, wierszy i listów Poświatowskiej. Szułczyńska opisuje Nowy Jork w sposób pretensjonalny, lecz nie waha się pisać o mieście, którego w ogóle nie zna. Sama Poświatowska naszkicowana przez autorkę książki wydaje się być osobą niezrównoważoną. Szułczyńska ciągle zaprzecza sama sobie. Wycofuje się z własnych stwierdzeń. Właściwie głównymi bohaterkami tej biografii są pani Mygowa i pani Porębska, matka i siostra Haliny Poświatowskiej.
Poświatowska nie pomyliła butelek cardiamidu i jodyny, jak twierdzi Szułczyńska, bo trudno się pomylić. Zwątpienia i samobójstwa nie są gorszą czy bardziej wstydliwą stroną śmierci. "Te chwile pełne wielkiego bólu i wielkiej miłości świadczą za mną. Ten gest, moje ręce sięgające po słoik z lekarstwami, pusty słoik, który potoczył się na podłogę i tam już został, oczekiwanie na ulgę, która nie przyszła... Wszystko należy do życia, także i śmierć". W "Opowieści dla przyjaciela" Poświatowska bardzo dokładnie, w sposób niemal kliniczny opisuje umieranie. Skupia uwagę na śmierci pacjentów szpitala, w którym sama przebywa, codzienne badania, obchody, oczekiwanie na operację, chwile półsnu i zgon. Poprzez te opisy przygląda się własnej chorobie i nadziei. Strach, ironia i samobójstwo przenikają w rytm jej wierszy. Śmierć pojawia się w pobliżu łóżka, w stercie poduszek. Jest w kolorze białym, jak zwykle śmierć. Czas dzielony i odmierzany od jednej śmierci do następnej zapełnia dni. Śmierć jest powolnym znikaniem oddechu. "Obłoczek", jak pisze Poświatowska, rodzący się w głębi płuc, przedostaje się przez arterie szyi. Osiada na wargach. W tym miejscu się rozpływa. Śmierć śpi w żywym, ciepłym ciele, nie może być rozpatrywana inaczej jak w związku z miłością. W wierszu "Julia" triada miłość-czas-śmierć nie ulega rozerwaniu, nic nie rozłącza kochanków, a czas tylko wpływa na przypomnienie miłości tej samej od wieków.
We wnętrzu drzewa i kwiatu
Poświatowska spostrzega kobietę jako część natury. Ciało kobiece wypełnia rozrastające się w środku drzewo. Ciało zmienia się w ciepły kamień. (Staje się rzeźbą). Ciała młodych dziewczyn są jak kwiaty lotosu.
nad brzegiem Gangesu rozkwita kwiat lotosu
delikatny z pierza i mięsa
moje ostre pragnienie
pochyla nad nim ramiona
z pierza i z mięsa
wiatr rzeźbi hinduskie dziewczyny
więc zastygają w uśmiechu
kwiat lotosu otwiera pióra
ulatuje w północne niebo
smugą złota strach nade mną świeci
("... nad brzegiem Gangesu")
Lotos: dwa lejkowate liście lekko unoszące się nad powierzchnią płytkiej wody. Kielich otwiera się do słońca, z nastaniem nocy kuli płatki i głęboko zanurza się w wodzie. Indyjskie lilie wodne są czerwone. Kwiat symbolizuje seks kobiety. Lotos to vagina. Moment patrzenia na kwiaty wodne wypełnia się zmysłowością. Wiersz Poświatowskiej jest "ostrym pragnieniem" dotykania i kochania. Pisze o ciele, delikatnie, ale w kruchości liści dostrzega mięso. Wizja kwiatu odlatującego w niebo, w obszar światła, to chęć wyrwania i przywłaszczenia sobie lotosu - kobiety. Latanie wiąże się z przeżywaniem miłości fizycznej. Lot w "północne niebo" kojarzy się z zimnem, ogromnym dystansem nie do przebycia. Lęk objawiający się w zakończeniu wiersza łączy się z nie spełnionym do końca pożądaniem, poczuciem utraty. Może być śladem poczucia winy.
Namiętność porównywana jest do drzewa, które rośnie wewnątrz ciała, do rozkwitającego tam kolczastego krzaku głogu. Metaforyka i porównania przywodzą na myśl znoszenie dużego bólu.
W środku mnie
rozrasta się drzewo
gałęzie ciasno
przylegają do moich żył
korzenie
krew moją piją
brunatnieją
zaschłe usta moje
w środku mnie
panoszy się głód
jak żołnierz pośród zdobytego miasta
dzień jest biały
jak rozżarzona krew
bez horyzontu
na którym
mogłabym postawić swoją miłość
powiedzieć
żyj
("... w środku mnie")
Wiersz jest prośbą, a właściwie żądaniem kochania się. To chęć zdobycia siłą miłości i narzucenia jej własnej woli. Drzewo wolno wypełnia wnętrze ciała, żywi się krwią. Wdziera się w najmniejszy zakamarek i zakręty żył. Ciało rozpala się i upodabnia do białego jak słońce dnia na bezkresnej pustyni, do miejsca gdzie wysycha życie i niepowstrzymanie rośnie pragnienie. Tutaj miłość nie ma podstaw, aby istnieć. W innym wierszu, napisanym w formie modlitwy do zieleni, pojawia się znów motyw drzewa. Prośba kierowana jest do korzeni, "żeby tkliwie objęły nagie ramiona". Szkielet zamieszkują zielone żuki, które uosabiają słońce, czyli nieśmiertelność. Drzewo, alegoria kobiety i przemijania, tak naprawdę nie ulega czasowi. Zieleń to niezniszczalność. Drzewa w wyobraźni Poświatowskiej są kobietami. Czuje żal, że nikt nie nazywa ich imionami, "nigdy nie spotkałam drzewa Sybilli, drzewa Judyty, drzewa Salome". Nikt nie pyta o imiona kwiatów.
Natura to ośrodek aktywności i tworzenia, podobnie kobieta, bo pomiędzy nią a przyrodą Poświatowska stawia znak równości. Natura i ciało kobiety przenikają się, co przypomina akt seksualny. Mądrość ziemi staje się udziałem kobiety, dzieli je jedno, ograniczoność czasu ludzkiego, wieczność przyrody. Ubywanie z siebie i przechodzenie swoim ciałem w cielesność natury to jednocześnie uznawanie siły ziemi, uległość i zgoda na zniknięcie. Pragnienie erotyczne staje się także mistycznym, jest jakby wznoszeniem się przeciw sile ciążenia, wstępowaniem i rozpływaniem się w polu dużej mocy. Jest to ruch drzewa w górę i ruch korzeni o przeciwnym wektorze, do dołu.
witaj na wielkim morzu
granatowa przestrzeń
uległa tobie szepcze
zbielałymi ustami pian
witaj ziemio
przyszłam się paść
przyszłam żeby zgarniać
moim ciałem twoją mądrość rozkwitu
przyszłam żeby odchodzić
("... mówię jej dzień dobry")
Jeden ze swoich utworów Poświatowska rozpoczyna słowami zachwytu "jaki to piękny szkielet" i puentuje uwagą o jego kruchości. Gdyby jednak przycisnąć usta, szkielet odpowiedziałby pocałunkiem, lecz częściej łączy się pod ziemią z korzeniami drzew niż ustami żywych. Poświatowska pisze niewiele o konstrukcjach kości i elastycznych włókien, bo pisze o ciele. Jest dla niej "miękkim, fosforyzującym wnętrzem", "pulsującą ziemią", "skupioną brunatnością", czasem głuchym, spękanym gruntem. Jak trawa w powierzchnię ziemi wplątane są pocałunki. Świat pulsuje w rytmie ciała, ciało wykonuje ruchy ziemi, dwa tętna zlewają się w jedno. Niekiedy wnętrze ciała jest ogrodem albo łąką. Bywa też hesperyjską różą, której wzrost dławi krtań, hamuje oddech. Kolce i ciernie ranią skórę oraz tkankę. Seks kobiety to wnętrze kwiatu, zalążek, nabrzmiały owoc dyni, "kosmaty, rozkrojony owoc nocy". Soczysty i słodki miąższ. Kojarzy się jej z futrem zwierzęcia, mięsistością liści, kwiatów i owoców. Jestem z "pierza i mięsa, gęstej tkanki ziemi", pisze Poświatowska. Kobieta to połączenie wolności, elementu powietrza (ptak, skrzydło) i mięsa, nieobłaskawionej siły biologicznej. Ziemia i woda patrzą oczyma kobiety, uśmiechają się jej ustami, bo kobieta nie jest w świecie Poświatowskiej osamotniona (choć sama), z nią jest i w niej się chowa cała natura. Kiedy Poświatowska szkicuje portret dziewanny, to widzimy zmysłowy rysunek smukłej, giętkiej dziewczyny. W tej poezji ciągle powracają opisy piersi. Dla Poświatowskiej są przedmiotem kultu. Centrum uwagi i podniecenia. Bywają dwiema połowami ziemi, domem. Piersi czekają na dotyk rąk. W jej wierszu o Wenus, pięknej jak zielono żyłkowany alabaster, bogowie podziwiają nie głowę, nie usta, ale nabrzmiałe piersi Wenus. "Piersi - właśnie piersi miała takie, że tylko stać i wyć z zachwytu do chmur, były jak bratnie księżyce odkradzione niebu Saturna, owalne - uniesione w górę". Piersi oczekują pieszczoty, "ale w świecie Poświatowskiej spełnienie pragnienia nie jest możliwe. Pojawia się chęć ucieczki od ciała i przeistoczenia się w manekin. "Manekiny mają puste piersi". Brak pożądania. "Jestem wspaniałym, elastycznym manekinem", kończy ten wiersz Poświatowska.
Ciało podzielone
Pragnienia nie można oszukać, znika na powrót w ciele, odbijając się w lustrze, spod konwencjonalnego opisu miłości wyłania się wtedy homoerotyzm i ból, dręczenie i kawałkowanie własnego ciała. Kochanie swojego ciała, seksualne marzenia, masturbacja mieszają się z obrazami tortur. W pewnym momencie pojawia się chęć ukarania ciała. W wyobraźni Poświatowskiej miłość nie jest oddzielona od umierania, namiętność od cierpienia. Zjawia się śmierć. Ciało dzielone na części. Miłość porównywana zostaje do głowy topielicy i zwłok Ofelii dryfujących w rzece. W liryce Poświatowskiej seks łączy się z bólem, który zwiększa intensywność doznań. Seks wywołuje poczucie winy, gdyż nie jest wskazany ze względu na chorobę serca. W tej poezji jest tylko jedna osoba, która zadaje oraz przyjmuje ból psychiczny i fizyczny. "Wiedza jest w naszych ramionach, zbawienie jest w słodkim mięsie", czyli wiedzą i łaską, według Poświatowskiej, rozporządza kobieta. Nie powinna się wstydzić bliskości marzeń i rozpusty.
Seksualne cierpienie oczyszcza. Ręce, piersi, brzuch wydają się żyć oddzielnym życiem i odmiennie ulegać pragnieniom. W miarę gdy pożądanie rośnie i fantazje przybierają na sile, ciepło przenika od palców do piersi i ud. W tym czasie ciało jest brutalnie dzielone na części.
sekuję moje ciało
wszystkie wnętrzności
wyjmuję i oglądam
oddzielnie układam
pragnienie
tęsknotę
ból
("...codziennie sekuję")
Z seksualnych marzeń i z tęsknoty do innego ciała wypływa chęć kochania osoby zamienionej w drzewo i w szybę. Wtedy językiem można podrażnić "dzwoniące jestem", a nieruchome drzewo, chłodna szyba nie stawią oporu, poddadzą się jak niewolnicy. Poświatowska zastępuje tęsknotę działaniem, które ma uspokoić zmysły. Kiedy pisze o cierpieniach św. Erazma, o torturowanym ciele męczennika, w którym każde ścięgno podciągnięto do granicy bólu, zaskakująco stwierdza, że właśnie ciało jest najpiękniejszym z narzędzi tortur. Ciało, które siebie rani, zadaje ból, czysty i płaski jak lustro. Można w nim się przeglądnąć i ujrzeć swoją najprawdziwszą twarz.
W wyobraźni Poświatowskiej oprócz brutalności i pożądliwości są ogromne pokłady delikatności. Dość często w jej wierszach pojawiają się dwa owady, motyl i pszczoła. Poświatowska napisała dwa utwory, dwie rozmowy. Pierwsza rozpoczyna się spotkaniem motyla, który zamyka w skrzydłach "niebieskookie słońce". Bez niego las byłby ciemniejszy. Symbolikę motyla sugeruje już jego grecka nazwa - psyche. Motyl jest cząstką jasności. W rozmowie przebija lęk, czy związek motyla i kobiety jest wystarczająco mocny, wokół panuje ciemność, zabłąkany motyl przysiadł w niej tylko na chwilę. Pszczoła, eteryczne, czyste stworzenie, także przedstawia duszę. Poświatowska nazywa ją "tańczącą drobiną pyłu", "wiecznym brzękiem", "cząstką zielonego plastra". W brunatnych plastrach książek słychać brzęczenie słów, ponad którymi pracowicie uwijają się pszczoły, jak poeci. "Miód to jest życie". Poświatowska pragnęła zamieszkać w ciepłym, złotym plastrze miodu, ukryć się tam z obawy przed czasem.
Ubywanie ze świata
"Czas jest przezroczystą perłą wypełnioną oddechem". Czas jest twardą perłą, skrystalizowaną odrobiną piasku. W dotyku stawia opór, niewielka, wyślizguje się z dłoni. Przechowuje we wnętrzu oddech - stan skupienia czasu ulotny jak powietrze. Jej krągłość przypomina wieczność. Perła jest peryfrazą płaczu, morza i kobiety, powstała z połączenia dwóch żeńskich sił: księżyca i wody. Jest symbolem chwili i w związku z tym naprowadza na inny aspekt w poezji Poświatowskiej, na ubywanie z rzeczywistości, które ma tutaj nieodwołalny charakter i nie jest nieoczekiwane. Trudno wytrzymać nacisk czasu, choroby, pustki, dlatego w jej wierszach pojawia się czas zatrzymany, chwile istniejące niezwykle krótko, ale skrystalizowane, nasycone zmysłowością. Pragnienia, ciała, formy rodzą się i giną. Czas jest oczekiwaniem na miłość i cud. Tekst wchłania okruchy czasu i przedłuża ich trwanie. Słowo staje się mleczną osłoną chroniącą w środku oddech, czyli poezję.
Walka z czasem wygląda rozmaicie. Poświatowska wchodzi w śmierć - w wielką, białą przestrzeń bez linii horyzontu - jej skóra nabiera przejrzystości i przypomina strukturę papieru. Stopy nie zostawiają śladu cienia na śniegu. Miłość rośnie do wymiaru czworokąta papieru, podobnie serce piszącej. Jego przyspieszone bicie powiększa kartkę do wielkości drzewa. Słowa zielenią się jak liście. Upływ czasu powoduje rozrost zaborczej zieleni, koloru pamięci, w tej poezji także koloru samotności i wiecznych cyklów natury. Czas przeszły, unieruchomiony w pamięci, pozwala zbliżyć się do kochanych ludzi. W pamięci Poświatowskiej nie ma ostrej granicy pomiędzy wspomnieniem a teraźniejszością. Zegar ciała zacina się. Powracają momenty okrzepłe, chwile dokonane. Ciało i zegar ujawniają cechy drzewa i w jego wnętrzu mieszczą się wszystkie zdarzenia. Czas nie zastyga w ciele, "toczy się poprzez krew". Regularne pulsowanie tętna, szum krwi wyznaczają upływające godziny, co przypomina drzewo, pod korą którego krążą soki. Czas łączy się z dwoma najważniejszymi elementami wyobraźni Poświatowskiej, miłością i życiem. Codzienna egzystencja staje się ważna i wyjątkowa, gdy ciału zagraża choroba.
zawsze kiedy chcę żyć krzyczę
gdy życie odchodzi ode mnie
przywieram do niego
mówię - życie
nie odchodź jeszcze
jego ciepła ręka w mojej ręce
moje usta przy jego uchu
szepczę
życie
- jak gdyby życie było kochankiem
który chce odejść
wieszam mu się na szyi krzyczę
umrę jeśli odejdziesz
("... zawsze kiedy chcę żyć")
Jedność czasu, miłości, życia stwarzają dość bezpieczną przestrzeń, gdzie można walczyć o następne dni i oddech. To zmaganie jest pełne przeciwstawnych emocji, uległości i dzikości. W związku z tym w świecie Poświatowskiej pojawia się kot, przedstawiony jako drapieżnik i jako udomowione, przyjazne zwierzę. Bast, egipski kot-matka, była opiekuńczą boginią, też jej stronę reprezentuje Hathor Lwica, natomiast mroczną - grecka Sakhmis rozrywająca i pożerająca mężczyzn. Kot, zwierzę lunarne, uosabia miłość i płodność. W poezji Poświatowskiej kot występuje zawsze blisko kobiety, miękkie futro zwierzęcia kojarzy się z seksem kobiety. W ciele jest "kot wygięty pragnieniem, wołający o człowiecze ręce". Chrześcijanie uważali koty i kobiety za zło, katolicy palili czarownice i zwierzęta na stosach. Wedle wierzeń żydowskich Bóg nie stworzył kotów, powstały dzięki prychnięciom lwa, narodziły się na arce Noego z oddechu lwa.
Palce zmysłów
Ważnym motywem w poezji Poświatowskiej są ręce, bo dzięki nim nawiązuje fizyczny i duchowy kontakt z ludźmi. Podawanie ręki, dotknięcie, obejmowanie - wszystkie te czynności zbliżają do drugiego człowieka. Trzeci tom wierszy Poświatowska zatytułowała "Oda do rąk", tytułowa oda, utrzymana w tonie dziękczynnym, opiewa dłonie. Ręce są wyrazem działania, aktywności, tworzenia. W staroegipskim wyobrażeniu słońca - ośrodka energii i kształtowania życia - zakończenia promieni przybierają kształty dłoni. Dla Poświatowskiej słońce jest głową lwa, "od której koliście odchodzą promienie". W dawnych wierzeniach lew był słońcem, bogiem, ale gdy cofniemy się głębiej w czasie, to zobaczymy, że lwy były boginiami. Czarny, marmurowy posąg egipskiej Sekhet to kobieta z głową lwa, nad którą roztacza się aureola. Zwierzęta przechowują słońce w sobie, zauważa Poświatowska.
Ręce są nieodłączną częścią modlitwy, ofiarowania...