[ Pobierz całość w formacie PDF ]
John Twelve Hawks
ZÅ‚ote
Miasto
The Golden City
Trzecia część trylogii
Czwarty wymiar
Z języka angielskiego przełożył
Robert J. Szmidt
Od autora
Siedem lat temu miałem wizję, z której wykiełkował
Traveler,
pierwszy tom trylogii
Czwarty
Wymiar.
Z perspektywy czasu widzę, że zawarłem w tej i następnych powieściach cyklu bardzo
wiele własnych przemyśleń, a nawet przeżyć. Historii, którą opowiadam, nie dałoby się
zamknąć w jednym kraju ani w konkretnej rzeczywistości.
ZÅ‚ote miasto
to ostatni tom mojej trylogii i czuję się, jakbym musiał opuścić znajome
miejsce. Żal mi się stąd wyprowadzać, ale z drugiej strony mam świadomość, że odkryłem już
i poznałem każdy szczegół tej okolicy.
Wiele osób przeczytało te książki dla rozrywki, ale znaleźli się też ludzie, których
zainspirowałem do otwierania stron internetowych i tworzenia grup stawiających opór
względem rozmaitych oznak Rozległej Sieci. Nadal będę wspierał ich wysiłki z całych sił i w
każdy możliwy sposób.
Trzeci tom dedykujÄ™ Wam, moim czytelnikom. Kontakty z Wami to dla mnie prawdziwy
zaszczyt. Mam nadzieję, że zarówno Wy, jak i Wasi bliscy na zawsze pozostaniecie otoczeni
Światłem.
John Twelve Hawks
PROLOG
Chociaż na Sycamore Lane nie było ani jednego samochodu, Susan Howard włączyła migacz
i spojrzała w lusterko wsteczne, zanim skręciła na podjazd. Mieszkała w niewielkim domu z
dwiema sypialniami, odgrodzonym od chodnika gęstymi krzewami róż. Za nimi rosła
samotna brzoza, a obok domu znajdowała się - przypominająca oborę i całkowicie porośnięta
bluszczem - przybudówka, w której mieścił się garaż.
Jego wnętrze wypełniały obecnie wielkie kartony i stare meble z domu matki. Za każdym
razem gdy Susan wracała we własne progi, na krótki moment ogarniało ją poczucie winy. Już
dawno powinnam uprzątnąć te rzeczy, myślała. Sprzedać kanapę mamy i krzesła z jadalni
albo rozdać wszystko za darmo. Przez te graty musiała trzymać samochód na podjeździe i
kiedy padał śnieg, traciła co najmniej dwadzieścia minut na rozgrzanie silnika i zeskrobanie
lodu z przedniej szyby.
Ale zima już się skończyła; wysiadając z auta, Susan słyszała wszechobecne cykady i
czuła zapach mokrej trawy. Spojrzała w górę, na czarne niebo, szukając wzrokiem Wielkiej
Niedźwiedzicy. Zazwyczaj cieszyło ją, że mieszka tak daleko od Nowego Jorku, w miejscu, z
którego może obserwować wszystkie konstelacje, jednakże tej nocy jej spojrzenie
powędrowało ku mrocznym, zimnym przestrzeniom pomiędzy gwiazdami. Obserwowali ją.
Czuła to wyraźnie. Ktoś ją śledził.
- Przestań - powiedziała sama do siebie.
Stanowczy ton jej głosu sprawił, że poczuła się lepiej.
Wyjęła ze skrzynki pocztowej gruby plik rachunków i reklamówek, a potem otworzyła
kluczem drzwi frontowe. Usłyszała znajome popiskiwania, moment później z kuchni wybiegł
cocker-spaniel, jego pazurki stukały głośno o linoleum. Cudownie jest mieć przyjaciela, który
powita cię, gdy wracasz do domu, a Charlie, choć taki mały, z pewnością zaliczał się do tej
kategorii bliskich jej istot. Ale potrafił być też niegrzeczny - zwłaszcza gdy się spóźniała.
Obejrzała więc wszystkie pomieszczenia, sprawdzając, czy nie doszło do jakichś incydentów,
zanim nakarmiła go i wypuściła na podwórze za domem.
Jeszcze kilka miesięcy temu jej życie toczyło się według ściśle określonego schematu:
otwierała psu drzwi, nalewała sobie kieliszek chablis i siadała przed komputerem, by
odpowiedzieć na e-maile. Ostatnio jednak bardzo rzadko korzystała z Internetu, zauważyła
też, że picie alkoholu powoduje, iż zaczęła popadać w nadmierną ckliwość i traciła czujność.
A oni ją obserwowali. Była pewna, że tam są i śledzą każdy jej krok. Na domiar złego właśnie
złamała zasady i zrobiła coś bardzo niebezpiecznego.
Susan pracowała w centrum badawczym Fundacji Evergreen w hrabstwie Westchester na
stanowisku technika komputerowego. Jednym z zadań, jakie jej powierzono, było stworzenie
oprogramowania do interfejsu nowego komputera kwantowego, należała więc do wąskiego
grona osób, które mogły obserwować z galeryjki, jak Michael Corrigan opuszcza swoje ciało,
wyruszając do innych wymiarów. Projekt Crossover był ściśle tajny. Susan i jej koledzy
wiedzieli tylko, że pracują na rzecz bezpieczeństwa narodowego i walki z terroryzmem.
Może i była to prawda, lecz Susan dziwnie się czuła, spędzając sporą część zmiany na
wgapianiu się w ciało mężczyzny, który leżał na stole z przewodami podpiętymi do głowy. W
ciągu tych paru godzin ledwie dało się wyczuć u niego puls. A potem nagle pan Corrigan
otwierał oczy, wstawał jakby nigdy nic i opuszczał pomieszczenie zdecydowanym krokiem.
Kilka tygodni później wezwano wszystkich pracowników technicznych do budynku
administracji, gdzie zostali zaznajomieni ze szczegółami nowego programu noszącego nazwę
Cień. Hasło, jakim go reklamowano, brzmiało: „Dobry przyjaciel, który zaopiekuje się tobą".
Pogodna młoda kobieta z działu kadr wyjaśniła, że Cień będzie automatycznie monitorował
ich kondycję fizyczną i psychiczną. Rozdano im potem formularze (które wszyscy musieli
podpisać) i zespół badawczy mógł wrócić do przerwanych zajęć.
Tylko Susan wzięła broszurkę opisującą ten program. Przestudiowała ją podczas lunchu.
Cień określano mianem „programu parametrów osobistych". Przez pięć lat monitorowano
tysiące pracowników Departamentu Obrony USA, aby potem na podstawie wyników tych
badań określić ramy dopuszczalnych zachowań. Każdej osobie przydzielono numer - a raczej
coś na kształt równania, które ulegało nieustannym modyfikacjom w miarę zdobywania
kolejnych informacji o jej trybie życia. Jeśli równanie odbiegało od przyjętych standardów,
uznawano, że pracownik cierpi na schorzenia fizycznej bądź psychicznej natury.
Wkrótce w całym budynku pojawiły się kamery na podczerwień. Skanowały każdego, kto
znalazł się w ich zasięgu, rejestrując temperaturę ciała, ciśnienie krwi oraz częstość akcji
serca. Po centrum badawczym fundacji krążyły pogłoski, że do systemu monitorowania
podłączono też telefony, aby program, analizując głos podczas prowadzonych rozmów,
sprawdzał poziom stresu oraz częstotliwość używania tak zwanych słów kluczowych.
Większość monitoringu odbywała się jednak bardzo dyskretnie. Program Cień mógł
prześledzić trasę, jaką przejechał czyjś samochód, bądź ocenić zakupy robione za pomocą
kart kredytowych. Susan zastanawiała się, jaką wagę przykładano do poszczególnych
niewłaściwych zachowań. Równanie musiało ulec sporym zmianom, gdy obserwowaną osobę
aresztowano za jazdę po pijanemu, ale w jakim zakresie osobisty numer był modyfikowany,
gdy człowiek wypożyczał „negatywną" książkę w bibliotece?
Susan słyszała plotki o tym, że dwie osoby zostały wyrzucone z pracy tylko ze względu
na odbiegające od standardów wyniki, a kilkoro półetatowców nie doczekało się zatrudnienia
w pełnym wymiarze z podobnych powodów. W ciągu miesiąca ludzie z jej zespołu przestali
rozmawiać na kontrowersyjne tematy. Dopuszczano wyłącznie dyskusje o zakupach, sporcie i
programach telewizyjnych. Któregoś piątku wszyscy wybrali się do baru, by świętować
urodziny kolegi. Po trzeciej kolejce jeden z programistów zażartował:
- To chyba przenicuje nasze równania w Cieniu!
Wszyscy się roześmiali, ale nikt nie podjął tematu. Natychmiast wrócono do dyskusji o
nowych modelach aut z silnikami hybrydowymi i na tym zakończył się ten incydent.
Susan przez całe zawodowe życie miała do czynienia z komputerami, dlatego wiedziała,
że namierzenie adresu IP użytkownika Internetu jest bajecznie proste. Mniej więcej w
okolicach marca przestała więc korzystać ze swojego komputera. Kupiła na pchlim targu
używanego laptopa, a do połączeń z Siecią zaczęła wykorzystywać hot spoty w pobliskich
kawiarniach. Czuła się przy tym jak alkoholiczka albo narkomanka - ktoś borykający się ze
wstydliwym uzależnieniem, nad którym nie potrafi zapanować. Kiedy kończyła pracę i
jechała do najbliższej kawiarni, miała wrażenie, jakby zakradała się do najgorszych dzielnic
miasta, gdzie aż roi się od zepsutych latarń i opuszczonych domów. W ustronnych chat
roomach ludzie nazywajÄ…cy siebie Free Runnerami stawiali Fundacji Evergreen wiele
zarzutów. Według nich była fasadą tajnej agencji zwanej Tabula, chcącej doprowadzić do
upadku swobód obywatelskich. Free Runnerzy zamierzali się temu przeciwstawić, tworząc
sojusz zwany powszechnie Ruchem Oporu.
Na początku Susan tylko czytała dyskusje prowadzone przez innych ludzi, ale trzy dni
temu uczyniła kolejny krok i nawiązała rozmowę z kilkoma Free Runnerami z Polski.
„Pracuję dla Fundacji Evergreen", napisała. „Testujemy właśnie nowy model komputera
kwantowego".
„Gdzie jesteś?", odpisał natychmiast jeden z rozmówców.
„Grozi ci niebezpieczeństwo?", zapytał drugi. „Możemy ci jakoś pomóc?"
Susan od razu wyłączyła laptopa i pośpiesznie opuściła kawiarnię. Jadąc do domu,
przestrzegała przepisów jak nigdy. Czekała nawet kilka dodatkowych sekund po każdej
zmianie świateł na zielone.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amelia.pev.pl