[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Lynn Raye HarrisHiszpański torreadorROZDZIAŁ PIERWSZY- To tylko zły sen, z którego zaraz się obudzę - mruknęła pod nosem Rebeka Lay-ton.Odłożyła telefon komórkowy i uszczypnęła się w rękę.O Boże! - pomyślała z rozpaczą. To chyba jednak prawda...Spojrzała przez szerokie na całąścianęokno apartamentu z widokiem na plażęWaikiki. Palmy kołysały się na tropikalnym wietrze, tańczyły rytmicznie na tle turkuso-wego morza. Było tak pięknie i spokojnie.Krajobraz był zupełnym przeciwieństwo tego, co przeżywała w tej chwili.Właśnie skończyła rozmowę z dyrektorem finansowym jej firmy, Layton Interna-tional. Miał dla niej złe wieści. Firma znalazła się na skraju bankructwa. Jeśli Rebekanatychmiast nie wróci do Nowego Jorku i nie spróbuje uratować sytuacji, to możewszystko stracić. Ktoś inny może przejąć jejświatowąsieć hoteli.Ostatnimi czasy jej firma rzeczywiście przechodziła kryzys. Rebeka jednak wie-rzyła,żesię z tego wykaraska. Potrzebowała tylko czasu i odrobiny szczęścia.Telefon znowu zadzwonił. Odebrała bez zastanowienia. Tylko nieliczni znali jejprywatny numer.- Słucham? - zapytała, sięgając po swój organizer.Pomyślała,żemusi jak najszybciej wykonać kilka telefonów. Nie straci swojejfirmy! Firmy, która była dziełemżyciajejświętejpamięci ojca. Kiedy umarł, odziedzi-czyła po nim nie tylko biznes, lecz niestety również sporo długów i problemów. JacksonLayton liczył na to,żekiedy go zabraknie, Rebekaświetniepokieruje firmą i wyprowa-dzi ją na prostą. Nie mogła go teraz zawieść.- Witaj, Rebeko.Stała jak rażona gromem. Jej serce zamarło. Notes wypadł jej z rąk.- Ale... Alejandro? - zapytała z niedowierzaniem.Głos drżał jej równie mocno jak ręce.- Nie spodziewałaś się ode mnie telefonu,no?Zamknęła oczy. Zakręciło się jej w głowie, jakby stała nad przepaścią.LTRNie słyszała tego głosu od pięciu długich lat. Głosu mężczyzny, który kiedyś zna-czył dla niej wszystko, a którego później znienawidziła.- Wybrałeś zły moment na telefon, Alejandro. Nie mogę teraz rozmawiać - rzuciłaoziębłym tonem.Usłyszała jegośmiech,niski i gardłowy. Nagle ujrzała go w swoich myślach.Przypomniała sobie jego postać w najdrobniejszych szczegółach. Alejandro ArroyoRivera de Ramirez, najseksowniejszy facet, jakiego wżyciuwidziała. Ucieleśnienie ko-biecych marzeń i fantazji. Nieziemski kochanek... oraz, jak się okazało, podły i kłamliwyłajdak.- Nie musisz ze mną rozmawiać - odparł cierpko. - Wystarczy,żemnie posłuchasz,querida- rzekł stanowczym tonem.Rebeka zamilkła. Sięgnęła po kieliszek i wypiła dużyłykwina.- Daję ci dwadzieścia cztery godziny na to,żebyśstawiła się tutaj, w Madrycie. Wtym czasie myśl intensywnie o tym, jak przekonać mnie,żebymzostawił cię w zarządzietwojej,pardon,mojej firmy.Była w szoku. Serce niemal przebiło jejżebrai wyskoczyło z piersi.- Więc to ty chcesz ukraść mi firmę?- Licz się ze słowami - warknął. - Kiepsko ci wyszło kierowanie firmą. Podjęłaśserię katastrofalnych decyzji. Potrzebny jest nowy właściciel. Czekam w Madrycie.Rebeka otarła czoło, które pokryło się perlistym potem. To nie ona była odpowie-dzialna za złe posunięcia, o których wspomniał Alejandro; to jej ojciec, powodowanywrodzoną brawurą,źleulokował pieniądze. Był przekonany,żerobiświetnyinteres, leczpierwszy raz wżyciusię przeliczył. W bezlitosnymświeciebiznesu wystarczy jedno po-tknięcie, by spaść ze szczytu.W czasie ich znajomości to ona była osobą, która biznes hotelarski znała jak wła-sną kieszeń oraz stała na czele wartej miliony dolarów firmy. Wówczas Alejandro byłżółtodziobem,początkującym biznesmenem, dla którego Rebeka była nauczycielką.A teraz on, rekin biznesu, chciał pożreć jej firmę!- Jeszcze nie przegrałam - powiedziała, zaciskając pięści. - Nie pozwolę ci wydrzećmi z rąk tego, co...LTR-Silencio! -uciszył ją.Przez chwilę słyszała, jak rozmawia z kimś po hiszpańsku.- Wszystko załatwione, Rebeko. Firma Layton International należy już do RamirezEnterprises - oświadczył triumfalnie.Rebeka poczuła się tak, jakby ktoś wbił jej sopel w serce. Dopiero po chwili wzięłagłęboki wdech i powiedziała:- Nie wierzę ci.Zaśmiał się diabolicznie.- Proszę bardzo. Dalej obijaj się na Hawajach, podczas gdy ja na stanowisko dy-rektora generalnego mianuję kogoś innego. - Po chwili dodał mniej sarkastycznym to-nem: - Możesz jednak stawić się tutaj i służyć mi radą, jak mam kierować moim nowymnabytkiem. Wybór należy do ciebie.Skąd on, u licha, wie,żejestem na Hawajach? - pomyślała. Czy wiedział również,żegodzinę temu zakupiła kilka tutejszych kurortów? Ten interes w ciągu kilku miesięcymógłby przywrócić płynność finansową jej firmie. Za późno! - pomyślała.Jackson Layton w tej chwili pewnie przewraca się w grobie. Zawsze czuł antypatiędo Ramireza. Gdyby się dowiedział,żefirma, którą zbudował od podstaw dzięki własnej,ciężkiej pracy, wpadła w szpony jego konkurenta i wroga, byłby zdruzgotany. Nie wyba-czyłby tego Rebece.LTR- Nienawidzę cię - syknęła do słuchawki.Usłyszała jego gardłowyśmiech.- Wobec tego darzymy się nawzajem identycznym uczuciem - odparł.I rozłączył się.Rebeka oparła ciężką głowę na miękkim siedzeniu luksusowego mercedesa, któryprzyjechał po nią na lotnisko Barajas w Madrycie. Martwym wzrokiem patrzyła na kra-jobraz przesuwający się za oknem.Wspominała ich rozmowę. Powiedział,żejej nienawidzi. To nie powinno być dlaniej niespodzianką... lecz z jakiegoś powodu jego wyznanie zrobiło na niej piorunującewrażenie.Nie widziała go pięć lat, a miała wrażenie,żeminęła wieczność. Czasem jedyniewidywała jego twarz w telewizji lub w gazetach. Był teraz słynnym biznesmenem, po-tentatem. Kiedy go poznała, był torreadorem, który właśnie zakończył swoją karierę i do-piero rozkręcał swój biznes. Przez jeden miesiąc był dla Rebeki całymświatemi sensemżycia.Alejandro sprawiał,żeczuła się najcudowniejszą kobietą naświecie.To wszystko było dawno temu, niemal w poprzednimżyciu.Teraz Alejandrosprawiał jedynie,żeprzechodził ją zimny dreszcz oraz fala oburzenia i złości. To czło-wiek okrutny, bezlitosny i po prostu nieludzki. W samolocie Rebeka wykonała parę tele-fonów. Dowiedziała się,żejej były kochanek posiada teraz wszystkie udziały w firmieLayton International.I tak z dnia na dzień Rebeka wylądowała z niczym. Bez firmy była bankrutem.Pieniędzy na przeżycie starczy jej zaledwie na następne trzy miesiące. Jeśli w tym czasienie znajdzie nowej pracy, to straci mieszkanie oraz cały dobytek.Samochód wlókł się wślimaczymtempie po zatłoczonych ulicach, aż wreszciezbliżył się do Villa de Musica w centrum Madrytu. Ów hotel był klejnotem koronnymRamireza. To właśnie tutaj Rebeka poznała Alejandra i tutaj spędziła z nim tamten mie-siąc. Upojny, magiczny...Odepchnęła od siebie te wspomnienia. Przyjechała tu w interesach, zmierzyć sięnie z byłym kochankiem, seksownym Hiszpanem, tylko z bezwzględnym biznesmenem.Musi zachować zimną krew.Samochód o dziwo nie zatrzymał się przed hotelem. Jechali dalej. Rebeka nie mia-łapojęcia dokąd. Zamknęła oczy; chciała się zdrzemnąć, lecz sen nie przyszedł.Wreszcie limuzyna pokonała wszystkie korki uliczne i zaczęła jechać płynnie. Re-beka nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajdują, lecz dostrzegła,żeminęli Palacio Real,oficjalną rezydencję króla i królowej Hiszpanii. Po kilku minutach mercedes zahamował.Człowiek w uniformie pomógł jej wysiąść z auta, a inny wziął bagaże. Po chwili znalazłasię w zapierającym dech w piersi atrium, a następnie wprowadzona została do gabinetu ztarasem i widokiem na basen.LTR [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amelia.pev.pl