[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->HARRY HARRISONINWAZJA(Przełożył: Jarosław Kotarski)1PrzybycieObiekt nadleciał znad Pacyfiku tuż przed zmierzchem, przekraczając wybrzeże Kalifornii zszybkością meteorytu; gdy fala akustyczna dotarła nad wybrzeże, on sam był już nad Arizoną. Hukbył tak potężny, że wybił masę okien, uruchomił niezliczoną liczbę alarmów antywłamaniowych ispowodował przeraźliwe wycie wszystkich psów w okolicy. Równocześnie ożyły radary SystemuWczesnego Ostrzegania, meldując Wrogi Atak.Poderwano dyżurne myśliwce, naprowadzono rakiety ziemia-powietrze obronyprzeciwlotniczej, podgrzano w silosach rakiety strategiczne. Niemal doszło do kolejnej wojnyświatowej, gdy wreszcie ktoś na górze zaczął myśleć. Obiekt nie zachowywał się bowiem jaknormalna, porządna rakieta. Prawdę mówiąc, on w ogóle nie zachowywał się normalnie. Przybył zezłego kierunku i z nieodpowiednią szybkością, nie mówiąc już o zdecydowanie zbyt małejwysokości. Poruszał się z prędkością prawie pięciu Machów, która powinna doprowadzić do jegospalenia – ale tak się nie stało. Kiedy znajdował się ponad Kansas, zwolnił do trzech Machów, a pozatym leciał głównie w poziomie, a nie w pionie, jak na uczciwą rakietę przystało. W ciągu niecałychtrzydziestu minut przemierzył ponad połowę terytorium USA. Przez cały czas śledziły go naziemnesystemy obrony przeciwlotniczej, ale żadna rakieta nie została odpalona.– Nic w jego zachowaniu nie jest normalne – oznajmił jeden z operatorów radarowych, głośnowyrażając opinię wszystkich, którzy śledzili lot obiektu. – Nie mamy niczego, co mogłoby tak latać, iRuski też czegoś takiego nie mają.– Przynajmniej mamy taką nadzieję – mruknął ponuro dowódca bazy, zerkając z niepokojem natelefon.Z tego, co wiedział, po alarmowym meldunku, jaki złożył, prezydent właśnie konferował zMoskwą przez ”gorącą linię”, by uzyskać decydującą odpowiedź na to właśnie pytanie. Zadzwoniłtelefon; odebrał go natychmiast, wysłuchał uważnie poleceń, po czym odmeldował się i wolnoodłożył słuchawkę.– Mieliście rację. Toto nie jest ruskie. Oni są tak samo zaskoczeni jak my, a wywiad potwierdzatę wersję... Ale jeśli to nie nasze i nie ich...?Charakterystyczne było, że nie powiedział głośno tego, co myślał o możliwym pochodzeniuobiektu – zawodowi wojskowi, jak świat długi i szeroki, charakteryzują się bowiem dwiema cechami:brakiem wyobraźni i ostrożnością posuniętą aż do granic absurdu. Wszyscy patrzyli na ekranyradarów, w podziwie czekając, co będzie dalej.Nie trwało to długo. Obiekt równie nagle co szybkość zmienił teraz wysokość, opadając natysiąc stóp nad New Jersey, przemknął nad Outer Bay, a następnie skręcił na północ, ku wyspieManhattan.Również tego nie zrobił normalnie, czyli zataczając łuk – po prostu zmienił kurs odziewięćdziesiąt stopni, tak jakby mijał narożnik, co na radarach dało niewiarygodny odczyt wkształcie litery L. Kierował się teraz ku World Trade Center – najwyższemu budynkowi na świecie.Sharon Forkner wyglądała przez okno na dziewięćdziesiątym piętrze jednej z Trade Towers.Niewidzącym wzrokiem spoglądała na wspaniałą panoramę, zastanawiając się, co ma kupić wdelikatesach po drodze do domu. Uwagę jej zwrócił nagły błysk na horyzoncie i z niedowierzaniempatrzyła, jak z tegoż błysku wyłania się najpierw ciemna kropka, a potem ciemny kształt,błyskawicznie rosnący i zmierzający wprost na nią. Coś przemknęło tuż obok okna przy wtórzenagłego wybuchu. W ścianie zewnętrznej, niecałe dziesięć stóp od niej, pojawiła się wysoka na stopędziura, przez którą widać było słoneczne światło, nieco przytłumione obłokiem kurzu, odłamkówskał i sufitu. To coś, co przeleciało, musiało zahaczyć o budynek, ale nie zrobiło to na tym czymśżadnego wrażenia. Wywarło je natomiast na obserwatorce – pisnęła cicho i zemdlała, osuwając sięłagodnie na podłogę.Pojazd, zaledwie minął Trade Towers, zaczął wytracać prędkość i wysokość, zupełnie jakbybyły one jego celem. Przelatując nad Czterdziestą Drugą Ulicą, był już znacznie wolniejszy oddźwięku, a nad Pięćdziesiątą Dziewiątą znajdował się w połowie wysokości normalnych wieżowców,opadając niczym bryła betonu i zasłaniając słońce. Zaraz za Central Park ZOO uderzył w zboczetrawiastego wzgórza i wyorał w nim spory rów, zanim znieruchomiał. Przy tej okazji zmieniłdozorcę i śpiącego na ławce pijaczka w nierozpoznawalną, organiczną miazgę. Były to jedyne ofiarylądowania.W ciszy, która nastąpiła, dało się słyszeć krzyki i wrzaski dochodzące z trasy jego przelotu orazodległy dźwięk policyjnych syren, zbliżających się z każdą sekundą.1Intruz z niebaSłużby miejskie Nowego Jorku wiedzą, co znaczy szybkie działanie szybko: w ciągu pięciuminut kordon policji otoczył miejsce lądowania, odsuwając gapiów na odległość stu jardów ioczyszczając teren z fotografów, pijaków i innych nieodpowiedzialnych elementów, które zaszyły sięw krzakach albo powłaziły na drzewa, by uzyskać lepszy widok.Prawie równocześnie z lądowaniem owego obiektu centralka telefoniczna ”Daily News”rozświetliła się niczym choinka – pomysł premii pieniężnych dla informujących o niespodziewanychwypadkach już nieraz okazał się doskonałym źródłem informacji dla gazety. Policja, straż pożarna ipogotowie i tak były szybsze, ale za to dziennikarze zdecydowanie wyprzedzili wojsko – pierwszyhelikopter pojawił się dopiero po trzydziestu pięciu minutach. Wysiadł z niego pełen poczuciawłasnej ważności generał i oznajmił:– Przejmuję dowodzenie akcją!– Jesteś pan aresztowany za naruszenie kordonu policyjnego – odparł szpakowaty kapitan policjiz wyrazem twarzy równie wymownym co bryła granitu, po czym poinformował pilota: – A ty maszdziesięć sekund na zabranie stąd tego wiatraka. To teren zamknięty.– Nie możecie...! – ryknął generał i umilkł, gdyż dwóch barczystych policjantów sprawniewykręciło mu ręce na plecy i ze szczękiem kajdanek udowodniło, że mogą.Widząc to, pilot nie czekał na ciąg dalszy, tylko z rykiem silnika uniósł się czym prędzej w górę.Rob Hayward zjawił się na miejscu akurat na czas, by sobie obejrzeć całą tę budującą scenę i zpełnym satysfakcji uśmiechem poczekał, aż odprowadzą pieniącego się generała do jednego zwozów. Dopiero wówczas przybrał obojętny wyraz twarzy, wyjął z portfela legitymację i podszedłdo kordonu policyjnego.– Jestem pułkownik Robert Hayward, Air Force Intelligence, a oto moje papiery. Chciałbymrozmawiać z waszym dowódcą.Kapitan obejrzał go sobie dokładnie: wysoki, muskularny, opalona twarz z błękitnymi oczyma iparokrotnie złamanym nosem, po czym spytał:– Czego pan chce, pułkowniku?– Poinformować pana o paru sprawach. To, co tam leży, godzinę temu przeleciało nadZachodnim Wybrzeżem. Przez cały czas mieliśmy toto na radarach i pojęcia nie mamy, co to jest.Oficjalny zespół dochodzeniowy jest w drodze wraz z oddziałem US Army, by na rozkaz prezydentaprzejąć sprawę od pańskich ludzi. Do ich przybycia sugerowałbym przesunięcie kordonu o kolejnesto jardów i rozpoczęcie ewakuacji sąsiednich budynków.– Sugestia jest całkiem rozsądna, pułkowniku, i zamierzam wprowadzić ją w życie – odparłkapitan, po czym podniesionym głosem wykrzyknął polecenia swoim ludziom.– Pańskim więźniem jest generał Hawker, dowódca garnizonu Governor Island – gdy oficerskończył, poinformował go znacznie ciszej Rob. – Uważa pan, że dałoby się go oddać pod mojąkuratelę? Poza kordonem policyjnym, naturalnie.– Doskonale wiem, kim jest ten sukinsyn. Jeśli chce go pan, to proszę bardzo. – Twarz policjantarozjaśnił na chwilę uśmiech. – Chciałem jedynie dowieść pewnej kwestii prawnej, jeśli można tu użyćtego określenia.Zanim wojsko zastąpiło policję, zapadł już zmrok, ale ta część parku, którą rozświetliłyreflektory, wyglądała jak w dzień. Sceneria poza tym nie zmieniła się ani na jotę: poobijany i niecookopcony obiekt z błękitnego metalu, długi na dziewięćdziesiąt stóp, leżał cichy, nieruchomy.Wycelowane weń były lufy rozmaitego kalibru, jak i rozmaite urządzenia badawczo-zapisujące. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amelia.pev.pl