[ Pobierz całość w formacie PDF ]

http://hpibractwosmoka.blog.onet.pl/

ROZDZIAŁ 1
NIESPODZIEWANY WYJAZD

 

Wszyscy mieszkańcy domu przy Privet Drive numer 4 spali kamiennym snem. Wszyscy, poza jednym chłopcem. Harry Potter bał się zasnąć, bo noc w noc dręczyły go koszmary. Tego lata, zaledwie kilka tygodni temu zmarł jego ojciec chrzestny- Syriusz Black. Dla Chłopca, Który Przeżył była to prawdziwa tragedia. Harry przewracał się z boku na bok. Ilekroć zapadł w lekką drzemkę przed oczami widział tę samą scenę, Syriusza wpadającego za zasłonę.


W kwaterze głównej Zakonu Feniksa przy Grimmuald Place 12 trwała zażarta kłótnia pomiędzy Albusem Dumbledore’ m a Severusem Snape’ m .

-Nie, Albusie. Nie zgadzam się! Zresztą jak ty to sobie wyobrażasz?!

-Ależ drogi kolego to tylko nie całe dwa miesiące.

-To aż dwa miesiące.

-Severusie przykro mi, ale nie masz wyjścia. Harry’ emu podasz eliksir wieloosobowy, więc nawet, jeśli ktoś by do ciebie przyszedł w odwiedziny to nikt go nie pozna.

-Dyrektorze- widać było, że czarnowłosy mężczyzna jest na straconej pozycji, jednak chwytał się każdej możliwości obrony- nie sądzę, żeby Potter był zadowolony możliwością spędzenia ze mną ponad sześciu tygodni. Poza tym ta dziewczyna… nawet jej nie znamy!

-Chciałeś powiedzieć, że to ty jej nie znasz.

-Ale…

-Żadnego, “ale”- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.- Alastorze, jutro z samego rana pójdziesz po Harry’ ego i odprowadzisz go do Snape Manor.

-Dobrze. A co mam mu powiedzieć, kiedy już tam będziemy?

-Severus wytłumaczy chłopakowi, co trzeba.



Harry leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Były puste, a twarz przybrała wyraz kamiennej maski, której nic nie obchodzi. Już od godziny był w takim stanie. Ciągle myślał o tym dziwnym śnie. Nie był on związany bynajmniej z Voldemortem czy Syriuszem, tylko z jakąś dziewczyną. Nie pamiętał jak wyglądała, ale wiedział, że mówiła do niego. Miała obcy akcent, a jej słowa miały jakieś takie melodyjne brzmienie i układały się w zdanie: “Nim rok minie, poznasz swoje przeznaczenie”. Nie dawało to chłopakowi spokoju i zaprzątało jego myśli. Co to miało znaczyć? Jakie przeznaczenie? O ile dobrze pamiętam to moim przeznaczeniem jest walka z Czarnym Panem- pomyślał.- No tak później będę ofiarą albo mordercą. Ciekawa perspektywa.

Z ponurych rozmyślań dotyczących jego przyszłości wyrwał go trzask towarzyszący aportacji. Młody Potter chwycił różdżkę i z bijącym sercem zbiegł na dół do kuchni. Zobaczył tam Szalonookiego, który zawzięcie tłumaczył coś wujowi Vernonowi i ciotce Petuni. Gdy tylko zauważył, Harry’ ego zwrócił się do niego:

-Witaj chłopcze. Pakuj się zaraz musimy się stąd zbierać.

-Dzień dobry. Skąd mam mieć pewność, że jest pan prawdziwym Moody’ m?- zapytał podejrzliwie chłopak.- Nikt mi nie napisał, że dziś mam stąd wyjechać.

-Decyzja została podjęta dziś w nocy. Nie chcieliśmy wysyłać sowy w obawie, że mogłaby zostać przechwycona. Dumbledore spodziewał się twojej reakcji, dlatego kazał ci przekazać ten list.

Harry niepewnie wziął list do ręki. Spodziewał się, że może to być świstoklik, który zabierze go prosto do Sami- Wiecie- Kogo. Nic takiego jednak się nie stało. Potter rozwinął pergamin i zaczął czytać:



Drogi, Harry!

Zapewne zastanawiasz się, dlaczego nikt nie napisał do Ciebie w sprawie twojego wyjazdu. Otóż nie chcemy, aby sowa wpadła w niepowołane ręce. Alastor zabierze Cię w bezpieczne miejsce. Niestety nie będzie to Kwatera Główna, gdyż jak mniemam z tym miejscem wiążą się zbyt bolesne wspomnienia.

Wszystkiego dowiesz się po dotarciu do celu. Chcę też powiedzieć, że nie możesz wysyłać listów do swoich przyjaciół, gdyż wiąże się to z wielkim ryzykiem. Oczywiście będziesz mógł się z nimi kontaktować, ale nie zdradzaj im swojego miejsca pobytu. Listy przekazywał będziesz członkowi Zakonu, a on dostarczy je do adresatów.

Z poważaniem

Albus Dumbledore

PS.

Słuchaj osoby, u której przez najbliższe kilka tygodni będziesz mieszkać.



Harry jak zahipnotyzowany wpatrywał się w list. Wydawał się być autentyczny, ale… No tak, zawsze jest jakieś, “ale”. Zgadzał się w stu procentach, że z domem przy Grimmuald Place 12 wiąże się dużo wspomnień, ale miał też nadzieję, że spotka się z Ronem i Hermioną, a z tego, co przeczytał jasno wynikało, że nie. Poza tym gdzie chcą go umieścić?

-Chłopcze, dobrze się czujesz?- zapytał Moody, bacznie przyglądając się chłopakowi.

-Tak…- odparł niezbyt przytomnie Harry.- To gdzie mnie pan zabierze?

-Nie mogę ci powiedzieć. Idź się spakować. Nie mamy za dużo czasu.

Harry poszedł do swojego pokoju i zaczął wrzucać do kufra wszystko, co miał pod ręką. Na dnie wylądowały jakieś ubrania, na nich książki, pergaminy i pióra. Najwięcej namęczył się przy wkładaniu Błyskawicy, ale i z tym szybko się uporał. Rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy wszystko zapakował. Wziął kufer i klatkę z Hedwigą, po czym wszystko zniósł do kuchni.

Szalonooki wyciągnął z kieszeni swojej szaty coś, co wyglądało jak gwizdek. Swistoklik- pomyślał Harry.

-Daj kufer. Wiesz jak z tego korzystać?- zapytał były Auror.

-Tak. To do zobaczenia w następne wakacje- rzucił w stronę wciąż oniemiałej rodziny.

-Tom na trzy. 1…2…2!

Złapali gwizdek. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Oderwali się od ziemi i znikli.

ROZDZIAŁ 2
“CZUŁE” POWITANIE



Wylądowali w dużym, mrocznym pomieszczeniu, które najprawdopodobniej było salonem. Na wprost dwuskrzydłowych drzwi umieszczony był kominek wyłożony ciemnozielonymi kafelkami. Nad nim wisiał portret srogiego mężczyzny a czarnych włosach, ziemistej cerze i hipnotyzującym wejrzeniu. Przez duże okna wpadało niewiele światła. Harry domyślił się, że dom znajduje się w lesie. Kanapy i fotele były z czarnej skóry. Na środku ustawiono mały stolik. Jak można się domyślać dywan również był ciemny, jednak koloru nie dało się rozróżnić.

Auror skrzywił się nieznacznie. Spojrzał na chłopaka, który wciąż stał z lekko rozchylonymi ustami i ciekawie rozglądał się dookoła. Alastor podjął decyzję, trzeba powiedzieć prawdę temu dzieciakowi. Lepiej, żeby dowiedział się tego ode mnie, niż od tego typa. Jeszcze by zawału dostał.*

-Chłopcze…- zaczął niepewnie- czy domyślasz się czyj jest to dom?

Harry natychmiast odwrócił twarz w stronę mężczyzny. Przez chwilę mierzył go wzrokiem. W końcu odezwał się nieco ironicznie, ale ciągle miał zmarszczone brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.

-Starego nietoperza. Nie rozumiem tylko poco się tu zjawiliśmy.

-Profesora Snape’ a, Potter!.

Z rogu całkowicie pogrążonego w mroku wyłonił się ów osobnik. Jego wyraz twarzy wskazywał na duże, żeby nie powiedzieć ogromne, niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. Harry’ emu wydawało się, że gdyby wzrok mógł zabijać, to na pewno byłby już martwy.

-Prze… przepraszam pana- wyjąkał zmieszany chłopak.- Ja naprawdę nie…

-Nie obchodzą mnie twoje tłumaczenia, Potter! No cóż Moody, dziękuję, że go przyprowadziłeś. A teraz mógłbyś już…

-A tak, tak oczywiście. To do zobaczenia za jakiś miesiąc, chłopcze. O ile będziesz jeszcze żyć.

Auror z cichym trzaskiem aportował się.

W salonie naprzeciwko siebie stały dwie osoby. Mężczyzna o ziemistej cerze, czrnych oczach i takich samych, przetłuszczonych włosach. Jego usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu, kiedy spojrzał na swojego towarzysza. A także chłopiec, lub raczej młodzieniec o zielonych oczach i kruczoczarnych, wiecznie rozczochranych włosach, z charakterystyczną blizną w kształcie błyskawicy na czole. Nie, to nie może być prawda, myślał gorączkowo Harry, oni nie mogli mi tego zrobić. ON nie mógł. Na twarzy chłopaka malowały się wszystkie targające nim emocje. Od szoku poprzez zdziwienie do strachu.

Żaden z nich się nie odzywał. Po prostu stali i mierzyli się wzrokiem, czekając, aż któryś jako pierwszy zacznie rozmowę.



-No i jak poszło?- zapytał starszy człowiek ze srebrną brodą i takimi włosami.

-Mam nadzieję, że wiesz na co się porywasz Albusie- odparł Auror, który dosłownie kilka chwil wcześniej pojawił się w kuchni Kwatery Głównej Zakonu Feniksa.

-Spokojnie Alastorze. Harry to dobre dziecko…

-W to nie wątpię. Powiedz mi jedno Dumbledore. Jaki masz w tym wszystkim cel?

-Wszystko w swoim czasie mój drogi, wszystko w swoim czasie…

Uśmiechnął się, a w jego oczach zaigrały wesołe iskierki. Młodszy mężczyzna nie wiedział czy odetchnąć z ulgą, czy może dopiero teraz zacząć się martwić naprawdę. Taki wyraz oczu dyrektora Hogwartu nigdy nie wróżył nic dobrego.

-To zakrawa na szaleństwo- powiedział Szalonooki zanim wyszedł z pomieszczenia.

 

ROZDZIAŁ 3
WYJAŚNIENIA


Harry zamrugał oczami, jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło, więc dla pewności uszczypnął się. Zabolało. To jednak nie jest sen-pomyślał.- To prawdziwy koszmar. Z pewną dozą przerażenia ponownie spojrzał na swojego profesora.

Severus Snake cały czas obserwował go spod opuszczonych powiek. Uśmiechnął się w duchu na myśl, że chłopak usilnie próbuje wmówić sobie, iż śni. W końcu zdecydował się odezwać. Lubił ciszę, ale przedłużające się milczenie, zwłaszcza w towarzystwie tego impertynenckiego dzieciaka, strasznie go męczyło.

-Bierz swoje rzeczy, Potter. Pokażę ci gdzie będziesz spać.

-Dobrze,… panie profesorze- dodał po chwili namysłu.

Mistrz Eliksirów wyprowadził go przez duże drzwi. Ich oczom ukazał się olbrzymi hol. Skierowali się w stronę schodów. Weszli na pierwsze piętro, skręcili w prawo, w lewo, znowu prawo… Skręcali jeszcze kilka razy, ale Harry już dawno się pogubił. Ze ścian łypały na niego portrety ludzi o typowo snape’ owej urodzie. Cóż za wesoła rodzinka, nie ma co. Wreszcie dotarli. Snake otworzył drzwi. Przepuścił chłopaka, a sam stanął w przejściu opierając się o futrynę.

Pokuj urządzony był inaczej niż reprezentacyjna część domu. Pod oknem, na wprost drzwi, stało dość duże biurko z kilkoma szufladami. Oczywiście czarne. Na lewo od niego było łóżko przykryte zieloną narzutą. Obok niego szafka nocna. Duża dębowa szafa i biblioteczka, na której w chwili obecnej ułożonych było jedynie kilka książek, idealnie współgrały z wygodnym fotelem usytuowanym w rogu. Ściany pomalowano na delikatny seledyn. Puszysty, ciemnozielony dywan ze srebrnym pentagramem na środku przykrywał marmurową posadzkę. Po prawej stronie umieszczony był kominek, a zaraz za nim drzwi, prawdopodobnie do łazienki.

-Mam nadzieję, że Złotemu Chłopcu będzie tutaj wygodnie- powiedział Snake z ironią.

-Na pewno- odparł poważnie chłopak.- Ma pan coś do dodania?

Severusa zdziwiła powaga Harry’ ego, ale nie dał niczego po sobie poznać.

-Obiad o czternastej, kolacja o osiemnastej w jadalni… śniadanie o dziewiątej- dodał po namyśle.

-A jak mam się tam dostać?

-Przyślę po ciebie jakiegoś skrzata. Gdybyś czegoś potrzebował zadzwoń tym dzwoneczkiem.

Był to małe złote urządzenie, które wydawało z siebie strasznie wysokie dźwięki.

Snake odwrócił się z zamiarem, jednak nagle coś sobie przypomniał. Wsadził rękę do kieszeni i wyjął z niej małą, pękatą buteleczkę z brunatnym płynem w środku. Podał go Harry’ emu.

-Wypij to Potter.

Chłopak wziął przedmiot. Przyglądał mu się chwilę z konsternacją, a następnie spojrzał pytającym wzrokiem na swojego nauczyciela.

-To eliksir wieloosobowy- dodał widząc jego spojrzenie.- Dział dopóki nie poda się antidotum.

-Aha- odparł intekigentnia.- A w kogo miałbym się zamienić?

-W mojego przyszywanego siostrzeńca. Czasem przyjeżdża tutaj na wakacje, więc nie powinieneś wzbudzić niczyich podejrzeń. Na wszelki wypadek masz tu informacje na jego temat.

Po tym jakże obszernym wytłumaczeniu wyszedł.

Harry przez chwilę stał na środku pokoju z bardzo głupią miną. W końcu krzywiąc się niemiłosiernie i zatykając nos wypił miksturę. Poczuł znajome uczucie mdłości. Wszystko skończyło się tak nagle jak się zaczęło. Włożył swoje ubrania do szafy, wypuścił przez okno Hedwigę, przez chwilę stał patrząc za oddalającym się ptakiem. Usiadł na łóżku z mocnym postanowieniem, by się nie rozpłakać. Jego uwagę przyciągnęły drzwi prowadzące do łazienki. Podszedł i otworzył je.

Jego oczom ukazał się sterylnie czyste pomieszczenie z wanną i prysznicem. Ściany wyłożono białymi kafelkami. Na podłodze leżał bladoniebieski chodniczek. Swe kroki skierował do umywalki, nad którą wisiało lustro. Kidy podniósł wzrok z niemałym szokiem stwierdził, że nie jest na szczęście podobny do Snape’ a.

Patrzył na niego chłopak o piwnych oczach, bladej cerze i bujnych czekolado-brązowych włosach. Z przekąsem zauważył, że nos ma irytująco duży i strasznie podobny do snape’ owego. Ciekawe jak się teraz nazywam.

Wyszedł z łazienki i podszedł do biurka, na którym wciąż leżała teczka z dokumentami. Wziął do ręki pierwszą kartkę i zaczął czytać:]

Imię: John Serpens

Nazwisko: Donovan

Wiek: 16 lat

Urodzony: 15.05.1980r.

Rodzice: matka- Arachna Donovan, z domu Snape; ojciec- Steven Donovan

Szkoła: Defix, Salem, USA.

Dalej były zainteresowania, ulubiony kolor i inne mniej ważne rzeczy.

Czytając informacje na temat swojej nowej tożsamości nie zauważył nawet, że z rogu pokoju uważnie obserwuje go jakiś mały kształt. Dopiero kiedy denerwujące uczucie mrowienia na karku wzrosło do tego stopnia, że nie dało się tego wytrzymać podniósł głowę. Odwrócił się i ujrzał skrzata o wyjątkowo dużych uszach, ubranego w starą, choć czystą, czarną szmatkę.

-Jestem Uchatek- przedstawiło się stworzenie.- Gospodarz prosi na obiad.

Harry przez chwilę patrzył na skrzata z konsternacją, w końcu odezwał się.

-Jestem wdzięczny za informację, ale… Jak mam dostać się do jadalni?

-Zaprowadzę, sir.

Snape siedział przy stole z obojętnym wyrazem twarzy, lecz jego oczy ciskały błyskawice. Gdy zobaczył Harry’ ego skrzywił się nieco.

-Siadaj- burknął w stronę zdezorientowanego chłopca.- Najpierw kilka słów odnośnie twojego pobytu tutaj. Żądam od ciebie dyscypliny i posłuszeństwa. Czy to jasne?

-Tak, panie profesorze.

-To dobrze. Przy ludziach jeśliby jacykolwiek tutaj przyszli masz mi mówić po imieniu. Teraz jedz.

Pogrążyli się w milczeniu. Cisza panująca między dwoma osobami aż dzwoniła. Nikt nie mówił, nikt nawet nie chrząkał, jakby bał się zaburzyć ten pozorny ład. Napięcie i wrogość aż emanowały od mężczyzny ubranego na czarna. Harry wyczuwał to i wiedział, że jeśli zaraz się nie ewakuuje, może nie wyjść stąd żywy. Odsunął od siebie talerz, z którego praktycznie nic nie ubyło odkąd zasiadł do stołu, rzucił krótkie “dziękuję” i już chciał wstać, gdy niespodziewanie odezwał się Snape.

- Dyrektor kazał ci przekazać ten list. Ponoć wytłumaczył ci w nim dlaczego tu jesteś.

Podał mu żółtawą kopertę. Chłopak wziął ją, skierował się do “swojej” sypialni. Usiadł na łóżku i zaczął czytać. Z każdym kolejnym słowem ogarniała go coraz większa furia.



Drogi Harry!

Zrozumiem jeśli mnie teraz znienawidzisz. Proszę Cię tylko o jedno: przeczytaj ten list do końca. Znajdziesz w nim odpowiedzi na dręczące Cię pytania. Przynajmniej na niektóre z nich.

Nie będę owijać w bawełnę i powiem wprost. Voldemort znalazł sposób na pokonanie bariery ochronnej z krwi Twojej matki. Wiedziałem o tym już w wakacje, kiedy skończyłeś czwarty rok. Miałem nadzieję, że Tom nie zorientuje się iż ułatwił sobie dostęp do Ciebie. Nie martw się o Dursley’ ów, nic im nie będzie.

Voldemort to nie jedyny powód, dla którego zabrałem Cię od wujostwa. Twoje wizje coraz bardziej mnie niepokoją. Nalegam więc, abyś wznowił lekcje oklumencji z profesorem Snape’ m.

Zastanawiasz się pewnie dlaczego właśnie tam Cię wysłałem. Odpowiem Ci na to pytanie. W domu Severusa będziesz bezpieczny, choćby tylko dlatego, że za sobą nie przepadacie. Nikt więc nie będzie przypuszczał, że właśnie tam spędzasz wakacje.

Albus Dumbledore



A niech Icg wszystkich szlag trafi!- pomyślał Harry.- Chcę się spotkać z przyjaciółmi, a nie męczyć z tym starym, zgorzkniałym, wrednym zgredem. Jak on mógł mi to zrobić?!

Położył się na łóżku i zamknął oczy. Nie spał jednak. Bał się wszystkich tych wizji i wspomnień. Wspomnienia były najgorsze, bo wiedział, że są prawdziwe. Przy wizjach trzymał się tej znikomej nadziei, że to może tylko kolejny wymysł Czarnego Pana.

Do końca dnia nie wychodził ze swojego pokoju. Nie można powiedzieć, że Snape nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Kolejne godziny spędzone bez Potter’ a sprawiały, że aż uśmiechał się do siebie.

 

ROZDZIAŁ 4
Ważne rozmowy


Tego dnia Harry nie zszedł na kolację. Następnego- wcale nie opuszczał pokoju. Trzeciego dnia od przyjazdu do Snape Manor, Severus kazał skrzatowi zanieść chłopakowi posiłek. Jakież było jego zdziwienie, gdy po godzinie skrzat przyniósł nietkniętą tacę.

Wbrew pozorom Snape nie był do końca pozbawiony uczuć i wiedział, że Potter potrzebuje czasu bu przystosować się do nowej sytuacji. Nie napierał. Pozwolił mu na samotną rozpacz i przeanalizowanie wszystkich wiadomości. Naprawdę zaniepokoił się dopiero po pięciu dniach. (Harry odkąd tylko przeczytał list przestał się odzywać i praktycznie w ogóle nic nie jadł). Mistrz Eliksirów cieszył się kiedy widział strach w oczach uczniów. Jako nauczyciel i szpieg wykształcił w sobie cechę, którą sam zwał “umiejętnością obserwacji i wyciągania wniosków”. Korzystając z niej zauważył, że Harry nie zachowuje się normalnie. Śmierć Black’ a to jedno. Poza tym Potter zachowywał się normalnie, kiedy przybył tu pierwszego dnia. Ciekawe co wprawiło go w taki stan?... Jak na złość żadna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. Nie to, żeby Naczelny Postrach Hogwartu martwił się samopoczuciem chłopaka. O nie, on martwił się o siebie. Nie bał się Dumbledore’ a, nawet Voldemort nie stanowił dla niego większego problemu, po prostu przyzwyczaił się do życia w niebezpieczeństwie. O wiele bardziej obawiał się rozwścieczonej Molly Wesley. Matka siedmiorga odchowanych już dzieci, z których jeszcze dwójka chodziła do Hogwartu potrafiła nieźle dać w kość, dlatego wszyscy instynktownie starali się jej nie rozzłościć i Severus nie był tu wyjątkiem. A jeśli chodziło o Potter’ a to ta kobieta broniła go jak rozwścieczona lwica, z całą pewnością broniłaby tak również swoich własnych pociech. Snape wiedział, że rozmowy z chłopakiem nie uniknie, ale gdyby tak mógł ją trochę odwlec… Może wtedy… Nie wolno ci tak myśleć Sev! Jeśli myślisz, że problem sam się rozwiąże to się grubo mylisz. Pogadaj z tym bachorem i miej sprawę już za sobą. Im wcześniej zaczniesz, tym szybciej skończysz i wszyscy będą zadowoleni. Przemógł się i zadzwonił miniaturowym dzwoneczkiem.

-Uchatek!- warknął w stronę kulącego się w kącie skrzata.- Powiedz mi: czy panicz John zjadł dzisiaj obiad?

-Nie, panie.

Snape zamyślił się. Jeśli chłopak nie zacznie jeść to będę miał przechlapane. Chyba jednak trzeba z nim pogadać.

-Przyprowadź tu John’ a.

Nie musiał długo czekać. Już po chwili w drzwiach pojawił się skrzat, a tuż za nim wlukł się Potter. Znowu udało mu się zaskoczyć Mistrza Eliksirów, a wcale nie było to zadaniem łatwym. Chłopak miał zapuchnięte oczy, jakby bardzo długo płakał lub nie spał przez kilka nocy. No dobra. Zabawę czas zacząć.

-No dobra Potter. Siadaj- niedbale wskazał krzesło stojące naprzeciw dużego mahoniowego biurka.- O co chodzi?

Odpowiedziała mu głucha cisza. No, ale czego spodziewać się po takim impertynenckim dzieciaku?

-Potter, powtórzę jeszcze raz. O co chodzi?

Znowu cisza. Tym razem jednak Harry zacisnął zęby. Nie odpowie temu draniowi za żadne skarby świata. On nie zrozumie.

Snape przypatrywał mu się chwilę. W końcu z westchnieniem zwrócił się do skrzata, który ciągle stał w drzwiach.

-Przynieś coś do jedzenia i herbatę albo kakao. Mnie zrób mocną czarną kawę.

Jednak rozmowa wcale nie miała tak szybko się zakończyć jakby życzył sobie tego Severus. Po chwili zjawił się Uchatek z tacą, na której widniał mały stosik kanapek, kubek pełen ożywczej herbaty i filiżanka kawy. Położył ją na biurku i wybiegł z gabinetu. Mężczyzna podsunął kanapki i herbatę pod nos Harry’ ego. Chłopak ostentacyjnie odwrócił twarz w drugą stronę. Więc jeszcze kontaktujesz. Uśmiechnął się pod nosem, po czym przesłodzonym głosem zwrócił się do milczącego Potter’ a.

-No i czemu nie jesz? Czyżby ci nie smakowało?

-Nie jestem głodny.

-O tak, na pewno. Po tygodniowej głodówce…

-Niech mi pan nie mówi, że się o mnie martwi, bo w takie brednie nie uwierzę!

-Siadaj Potter- warknął nieco już zirytowany profesor.- Nie myśl sobie, że jestem zadowolony z całej tej sytuacji. Wcale nie cieszę się, że muszę cię niańczyć przez blisko dwa miesiące, ale dyrektor kazał mi się tobą zająć i nauczyć cię oklumencji. Więc czy tego chcesz czy nie musisz mnie słuchać. Zrozumiano?- Harry kiwnął głową.- Coś mówiłeś?

-Tak, panie profesorze, zrozumiałem.

-No i jest postęp. Teraz zjedz kanapki.

Harry chcąc nie chcąc zabrał się za kanapki. Snape bacznie mu się przyglądał. Chłopak zjadł raptem połowę zawartości talerza. Odsunął go od siebie. Wtedy Mistrz Eliksirów uśmiechnął się drapieżnie i powiedział takim głosem jakby tłumaczył coś małemu dziecku.

-O nie, nie, nie panie Potter. Proszę zjeść wszystko.

Sadysta- pomyślał Harry, ale posłusznie wrócił do obiadokolacji. Musiał przyznać sam przed sobą, że rzeczywiście był głodny, a Uchatek zrobił przepyszne kanapki.

Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Snape czekał, aż Harry upora się z jedzeniem. Gdy Harry skończył popatrzył na swojego profesora pytającym wzrokiem. Ten odchrząknął i zaczął swoją tyradę.

-Zapewne wiesz co to jest oklumencja- Harry potakująco kiwną głową.- To dobrze. Teraz słuchaj bo powtarzać nie będę. Jest kilka zasad ułatwiających naukę oklumencji. Przede wszystkim jest to zaufanie. Jeśli zaufasz drugiej osobie to nauka pójdzie sprawniej. Po drugie- ćwiczenia. Praktyka czyni mistrza, chyba znasz to powiedzenie? No i po trzecie, musisz się wyspać. Inaczej nic z tego nie wyjdzie. Zrozumiałeś?

-Tak.

-Więc zaczniemy dziś pierwszą lekcję. Zadam ci kilka pytań, a ty postaraj się na nie odpowiedzieć. Tylko nie kłam, bo i tak wiem kiedy to robisz. Hm…- zamyślił się na chwilę.- O co chodzi?

-To znaczy?

-Dlaczego się tak zachowujesz?

-List.

-List?

-Tak, list. Od Dumbledore’ a.

-I co w nim było takiego niezwykłego?

-Niech pan sam zobaczy-mruknął pod nosem Harry.

Snape wziął list od chłopaka i pogrążył się w lekturze. Po chwili pytająco uniósł brew, a spojrzenie swoich czarnych oczu wbił w Potter’ a.

-Jakoś nie widzę związku.

Na to stwierdzenie została mu podana druga koperta (ta którą Harry dostał od Moody’ ego). Severus przeczytał oba listy po kilka razy, jednak znowu niczego nie dostrzegł.

-No i?...

-Co no i, co no i?! Jeszcze pan nie zauważył?! On chce jedynie mieć wytresowanych żołnierzy gotowych poświęcić własne życie dla ratowania świata, podczas gdy on będzie jedynie siedział i obserwował! No i jeszcze od czasu do czasu wyda jakiś rozkaz!- wybuch ten niespecjalnie zdziwił Mistrza Eliksirów. O wiele bardziej zdziwiła go jawna wrogość w stosunku do dyrektora.

-Do czego zmierzasz Potter?

-Niech pan nie udaje świętego. Dobrze pan wie.

-Co wiem? Boże, co Albus nagadał temu dzieciakowi, że ten go aż tak bardzo znienawidził?

-Proszę zapytać dyrektora. Może zechce panu wytłumaczyć.- ironia w głosie chłopaka była doskonale namacalna, co jeszcze bardziej zdziwiło profesora.

-Możesz być pewny, że go zapytam. Jednak nadal wolałbym usłyszeć to od ciebie, Potter.

-Skoro pan tak twierdzi- powiedział zrezygnowanym tonem.- Mam dość…- zawachał się na chwilę przypominając sobie z kim rozmawia.

-Czego masz dość? Uzbrój się w cierpliwość Severusie. To zapowiada się na długą rozmowę.

-Życia- niezbyt chętnie odpowiedział chłopak.

-Życia?

-Tak, takiego życia… Po prostu mam dość, tego, że wszyscy obchodzą się ze mną jak ze złotym jajkiem. Skoro jestem taki ważny, to niech zamknął mnie w klatce! Mogliby to zrobić i powiem panu, że byłoby to lepsze od tej namiastki wolności jaką codziennie muszę znosić przebywając u Dursley’ ów, a potem w Hogwarcie, gdzie teoretycznie powinienem być bezpieczny, ale to właśnie tam najczęściej spotykałem się z Voldemortem! A on cały czas wmawia mi, że to dla mojego bezpieczeństwa! To ze względu na to cholerne bezpieczeństwo nie powiedział mi prawdy o moim ojcu! Nawet o moim przeznaczeniu nie był skłonny mi powiedzieć, bo jak twierdził byłem za młody! No a teraz doszło do tego, że zamiast spotkać się z przyjaciółmi muszę siedzieć w jakimś zamczysku z sadystą, który nienawidzi mnie tak samo jak Czarny Pan albo jeszcze bardziej i to tylko dlatego, że mój tak zwany ojciec się nad nim znęcał!

Harry przerwał swój monolog. Chciał zaczerpnąć tchu i dalej wrzeszczeć. Wykrzyczeć światu swoją nienawiść do starego Trzmiela. Swój ból, swoją rozpacz… Ale nie było mu to dane. Mistrz Eliksirów przez chwilę patrzył na niego. Gdy chłopak otwierał usta by znowu zacząć mówić, ten podniósł jedynie rękę i zaczął mówić spokojnym głosem. Nie było w nim jednak zwykłej dawki sarkazmu, lecz jakby zmęczenie i ledwo dostrzegalna troska.

-Myślę, że jestem w stanie zrozumieć dyrektora. Chce cię bronić. Potter, nie rozumiesz tego? Wszyscy starają się chronić ciebie na wszelkie możliwe sposoby i…

-I właśnie o to chodzi! Wszyscy decydują o moim życiu, ale ja sam nie mogę tego robić! Wszyscy wiedzą więcej na temat mojej przeszłości niż ja sam! A dyrektor…

-Zamknij się, Potter!- teraz Severus naprawdę się zdenerwował.- Dyrektor cały czas starał się ciebie bronić! Nie rozumiesz tego Potter? Nie mów mi, że jesteś aż takim idiotą, żeby tego nie zrozumieć! Wszyscy dookoła poświęcają się dla ciebie! Nie zauważyłeś tego? Och… Oczywiście, że nie. Święty Potter, Męczennik Świata Czarodziejów nie mógł dostrzec tak oczywistej rzeczy, bo jest zajęty pozowaniem na bohatera!

-Nie chcę tego dłużej słuchać! A dyrektor to chory psychicznie starzec z wizją idealnego świata!

-Tego już za dużo Potter! Nie będziesz bezkarnie obrażać dyrektora!



Mężczyzna wstał i okrążył biurko. Stanął nad Harry’ m i wpatrywał się w niego dość intensywnie. Chłopak wytrzymywał spojrzenie. Jeśli wzrok bazyliszka zabija w jedną sekundę nie zadając bólu to od wzroku Mistrza Eliksirów człowiek umiera równie szybko, ale w niewyobrażalnych mękach.

-Potter, dam ci dobrą radę. Myśl zanim coś powiesz- wysyczał przez zaciśnięte zęby.

-Nie potrzebuję PANA dobrych rad!

Harry krzyczał, ale wiedział, że tej bitwy na słowa nie wygra. Nie z takim przeciwnikiem, nie na jego terenie. Lepiej przeprosić i się wycofać- pomyślała logiczna część jego umysłu, popularnie zwana Zdrowym Rozsądkiem, ale zaraz potem usłyszał cieniutki głosik, który zdefiniować można jedynie jako Dumę.- Nie bądź idiotą Harry. Snape to człowiek bez ludzkich odruchów, więc twoje przeprosiny go nie ruszą. Chłopak zmagał się z myślami, ale wzroku nie odwracał. Zdziwiło to strasznie Mistrza Eliksirów, ale nie dał tego po sobie poznać. W końcu szpieg albo jest martwy, albo doskonale maskuje swoje emocje. Czyż nie?

-Prze… przepraszam- wybąkał w końcu Harry- nie powinienem był…

-Dokładnie, nie powinieneś był. Możesz być pewny, że o twoim zachowaniu dowie się dyrektor.

Severus miał już dość tej rozmowy, ale pozostał jeszcze jeden temat, który musial omówić z Potter’ em. Oklumencja. A później… a później utnie sobie małą pogawędkę z Albusem. O tak… i nie będzie to miła rozmowa. Na pewno nie.

-Wracając do naszej poprzedniej rozmowy. Czy wiesz już dlaczego nie radziłeś sobie z oklumencją?

-Nie przykładałem się.

-To tylko jeden powód, Potter. Drugim są twoje emocje.

-Co z nimi?- zapytał lekko już poirytowany chłopak.

-Nie przerywaj kiedy JA mowię!- warknął Snape, ale już po chwili się opanował.- Nie umiesz nad nimi panować. Rozsadzają cię wenętrznie, więc dajesz im upust. To normalne, ale musisz umieć je ujarzmić. I właśnie od tego zaczniemy naukę, a raczej ty ją zaczniesz. Nie mówię oczywiście, że masz to wszystko w sobie dusić. Jakieś pytania?

-Tak, jedno. Co mam robić, to znaczy z tymi emocjami?

Severus zamyślił się. Co mogę powiedzieć temu bachorowi? Każdy sposób jest dobry, ale on musi znaleźć swój własny.

-Jest kilka sposóbów- zaczął ostrożnie- możesz na przykład pisać pamiętnik, czy też kupić sobie myślodsiewnię. Według mnie jednak wszystkie one sprowadzają si ę do jednego: analizy.

-Analizy?

-Tak analizy. Musisz po prostu na bieżąco analizować wszystkie wydarzenia, myśli i uczucia jakie ci wytedy towarzyszyły- zawiesił na chwilę glos.- Posłuchaj mnie Potter. Jakiegokolwiek sposobu byś nie wybrał, będzie on dobry, pod warunkiem, że będzie pasował tobie. A teraz sprawdzimy, czy od naszej ostatniej lekcji trenowałeś. Wstań. Nie możesz używać różdżki, dlatego bronił się będziesz jedynie umysłem. Czy to jasne?

-Tak, panie profesorze.

-To dobrze. Przygotuj się- postanowil dać chłopakowi czas na oczyszczenie umysłu. Odczekał dwadzieścia sekund, po czym odezwał się.- Na trzy. Raz… dwa… trzy. Legilimens!

Mistrz Eliksirów nie mósiał długo czekać. Już po chwili zobaczył jakieś wspomnienia. Jedne niewyraźne i zmazane, inne przejrzyste. Mały, czarnowłosy chłopczyk tulił się do kolan kobiety o końskiej twarzy, ale ta odepchnęła dziecko... Ten sam chłopiec,ale już dużo starszy uciekał przed innymi chłopcami... Dziesięcioletni Harry rozmawia z wężem w ZOO…Harry dowiaduje się, że jest czarodziejem… Szczęśliwe chwile w Hogwarcie…Rozmowa przez kominek z Black’ iem… Syriusz wpadający za zasłonę…Cruciatus rzucony na Ballatrix.

Snape gwałtownie przerwał połączenie. Chwilę trwało zanim uświadomił sobie co tak naprawdę zobaczył. Spojrzał na klęczącego Harry’ ego. Z nie skrywanym niedowierzaniem zadał pytanie.

-Naprawdę rzuciłeś Zaklęcie Niewybaczalne?

-Tak, ale mi nie wyszło.

-Kto o tym wie?- zapytal, tym razem ostro.

-Pan, ja, Lestrange i może Dumbledore.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza.

-Nie postarałeś się, ale można się było tego spodziwać. No cóż. Myślę, że możesz możesz już iść. Chociaż… czekaj- Severus pogrzebal przez chwilę w swojej szacie.- Masz, wypij to jak tylko znajdziesz się w pokoju. To eliksir bezsennego snu. Dawka na jakieś osiemnaście godzin. Jutro chcę cię widzieć na śniadaniu. A teraz żegnam.

Harry odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę drzwi. Zanim wyszedł rzucił krótkie “do widzenia”.


Severus jeszcze przez chwilę siedział nieruchomo w pustym już pomieszceniu. Patrzył nieobecnym wzrokiem w wielkie, gotyckie okno. Myślał. Myślał o dzisiejszej rozmowie z Potter’ em. To prawda, chłopak był strasznie znerwicowany i rozgoryczony po śmierci Black’a, ale myślał nad wyraz trzeźwo, jak ze zdziwieniem stwierdził Mistrz Eliksirów. Trzeba pogadać o tym z Albusem. Pozostawała jeszcze jedna sprawa. Cruciatus. Żadnej znanej mu osobie w tak młodym wieku nie udało się rzucić tego przekleństwa za pierwszym razem. Jednak jak zwykle z Potter’ em było inaczej. Klątwa była rzucona poprawnie i miała nawet dość dużą moc, chociaż nie aż tak jak Cruciatusy rozdawane przez Sam- Wiesz- Kogo. Bellę musiało to boleć. Widać to było po jej oczach, jeśli dobrze się przyjrzeć. A jak ją znam za żadne skarby nie dałaby tego po sobie poznać. Chyba, że przed Czarnym Panem. Severus wstał i podszedł do kominka. Wziął garść proszku Fiuu, wrzucił ją do paleniska.

-Kwatera Główna Zakonu Feniksa!- wykrzyknął i zniknął w zielonych płomieniach.

Harry szedł po schodach powłócząc nogami. Nie mógł uwierzyć, że aż tak go poniosło. Co mnie podkusiło, żeby powiedzieć to wszystko Staremu Nietoperzowi? Chyba rzeczywiście jestem strasznie przemęczony. Spojrzał na ściskany w ręce flakonik. Ciekawe dlaczego Snape mi to dał. Przecież nie powiedziałem mu nic na temat snów. A może drań chce mnie otruć? Szybko jednak odrzucił tę myśl. Dumbledore mu ufa. Ale ja nie ufam Dumbledore’ owi. Już nie. Targany sprzecznymi uczuciami dotarł do swojego pokoju, a raczej komnaty. Usiadł na łóżku i wypił eliksir. Nie minęły dwie minuty a on już zapadł w sen bez snów.



Mistrz Eliksirów wypadł z kominka w kuchni domu przy Grimmuald Place 12. Ze względów bezpieczeństwa kominek kwatery miał jedynie połączenie z domem Severusa i gabinetem Dumbledore’ a w Hogwarcie.

W kuchni była jedynie Molly Waesley, która akurat w tej chwili szykowała kolację. Zdziwiona niezapowiedzianym pojawieniem się gościa zapytała:

-O co chodzi Severusie?

-Gdzie jest Dumbledore?- odparł pytaniem na pytanie.

-Nie wiem, ale jeśli ci zależy na spotkaniu z nim to możesz poczekać. Zapowiedział swoją wizytę na kolacji, więc za jakieś piętnaście minut powinien być.

Mistrz Eliksirów nie odpowiedział, ale usiadł przy stole.

W ciągu najbliższych minut pomieszczenie zostało zapełnione przez mieszkańców domu, lub członków zakonu, którzy akurat mieli jakąś sprawę. Jak na złość dyrektor nie pojawiał się przez dłuższą chwilę, a gdy już to zro...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amelia.pev.pl