[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Harry Potter i Przepowiednia Trelawney

 

 

 

A: KrystalRoze

T: Moonlit Night

 

 

 

 

 

Rozdział 1
Pocieszenie

Mały futrzany przedmiot uderzył Harry’ego Pottera w czubek głowy, rozbudzając go. Chłopak usiadł i rozejrzał się. Przedmiot śmigał wokół jego sypialni, pohukując z podekscytowaniem.
– Świnko – mruknął Harry. – Bądź cicho.
Jak tylko sowa Rona (jego najlepszego przyjaciela) zbliżyła się, wyciągnął rękę i z łatwością schwytał drobne zwierzątko w powietrzu. Dzięki jego treningom quidditcha nie był to trudny wyczyn.
Świnka uszczypnęła Harry’ego w palec, upuszczając małą paczkę na łóżko. Chłopak uwolnił ptaka i obserwował jak podlatuje do klatki Hedwigi, jego własnej sowy, by się napić.
Spojrzał na zegarek: było dziesięć po północy. Westchnął i nagle zdał sobie sprawę, że jest dziesięć po północy dnia 31 lipca – jego urodziny. Nic dziwnego, że Ron wysłał Świnkę. Mieszkali teraz zaraz obok siebie, ale stało się już tradycją, że jego przyjaciel ze szkoły przysyłał mu życzenia urodzinowe tuż po północy.
Jako że Harry miał wyczerpujące emocjonalnie wakacje, pozwolił sobie na lekki uśmiech, kiedy podnosił list od Rona.

Harry,
Wszystkiego najlepszego. To tylko krótka wiadomość, mamy tu dla ciebie prezenty od całej rodziny. Wiesz, możesz wpaść w każdej chwili. Słyszałem, że Syriusz mówił, że wciąż jesteś przybity, ale tęsknimy za tobą. Ja za tobą tęsknię. Quidditch na polanie jest bez ciebie taki nudny.
Porozmawiaj ze mną, Harry. Zwykłem być cholernie dobry w przyjaźnieniu się z tobą. Teraz nie jestem tego taki pewien.
Ron

Harry przełknął ciężko to dodatkowe poczucie winy jak gorzką tabletkę. Unikał Weasleyów i Rona od kilku zeszłych tygodni. Doświadczył tak wiele żalu i niepewności, że czuł się lepiej pogrążony tylko we własnym nieszczęściu.
Dostał kolejny liścik i trochę krówek od Hagrida, jak i również wiadomość od Hermiony. Ginger nie przysłała mu niczego. Oczekiwał tego, chociaż to wciąż bolało. Była na niego taka zła, gdyż nie chciał jej powiedzieć co jest nie tak. Nie mógł.
Kłamstwa Voldemorta doprowadziły do tego, że Harry znów został bohaterem. Voldemort i wielu jego śmierciożerców było zamkniętych i czekało na egzekucję. To z powodu kłamstw Voldemorta uczucia Harry’ego znów były w takim nieładzie.
Czarnoksiężnik powiedział aurorom, że Harry go wrobił. Że udał, iż potrzebuje pomocy Voldemorta do przejścia przez próg mocy i zatrzymał go na miejscu aż do przybycia aurorów (korzystających z map zrobionych przez Harry’ego), którzy go pojmali. Harry dostał kilka wyróżnień, jednak nie pamiętał ceremonii.
Pamiętał za to, jak zjawił się u Voldemorta pod koniec ostatniego semestru i to właśnie go dręczyło. On i Voldemort karmili się nawzajem swoją mocą za każdym razem, kiedy czarnoksiężnik go dotykał, a już w szczególności, gdy dotykał jego blizny. Dla Harry’ego, który wciąż był młody, oznaczało to specjalne dawki mocy jakie musiał mu dawać Voldemort, by przejść przez próg wieku, kiedy to potrzebował jej więcej. Wcześniej, pod koniec swojego piątego roku, Harry doświadczył tak silnych zawrotów głowy, że czuł, jakby lada moment miał zemdleć. Niedawno, tuż przed wakacjami, przytrafiło mu się to ponownie i było przyczyną jego obecnego przygnębienia.
Przy przechodzeniu przez drugi próg Harry wytrzymał cztery dni zawrotów głowy i problemów ze wzrokiem; potem nadszedł ból. Madam Pomfrey robiła co w jej mocy, utrzymując go w stanie bezsennego snu, ale Harry wiedział, że tylko Voldemort może mu pomóc – potrzebował jego mocy, by z tego wyjść.
Harry przechodził przez tortury i skrajny ból, ale to wystarczało, żeby go popchnąć poza granicę jego wytrzymania. Syriusz w końcu powiedział mu, by poszedł do Voldemorta i Harry tak zrobił. Powiedział mu też, że Ron znalazł mapy, które chłopak wcześniej zrobił.
Harry pamiętał jak błagał Voldemorta, żeby mu pomógł. Jak mówił mu, że go akceptuje. Jak Voldemort pytał się, czy Harry rozumie, co mówi. Harry, który przekroczył już granicę swojej tolerancji na ból i wiedział, że tylko czarnoksiężnik może mu pomóc, przysięgał, iż wie. Błagał Voldemorta, by mu pomógł i wtedy nazwał go swoim ojcem.
– Wszyscy go słyszeliście – było wszystkim, co powiedział wówczas Voldemort do śmierciożerców.
I to nie dawało Harry’emu spokoju. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Voldemort powiedział aurorom, że Harry go nabrał. Nie potrafił pojąć, dlaczego znów został bohaterem. Voldemort zawsze wiedział, kiedy odczuwa ból i musiał widzieć, że nie był w stanie go zmanipulować.
Harry nie mógł z nikim o tym rozmawiać, nawet z Ronem czy Syriuszem.
Najpierw musiał zobaczyć się z Voldemortem. Czarodziej znów wstrzymał egzekucję, tak by Harry mógł z nim wcześniej porozmawiać, ale chłopak właśnie tego się obawiał.
Spędził połowę wakacji w takim strachu i żalu, że czuł się rozbity. Syriusz nie naciskał go, pewnie obawiając się, że tylko pogorszy jego sytuację, a jego przyjaciele zdawali się odczytywać jego powściągliwość.
Tylko Ginny i Rowan pozostawały bardziej stanowcze. Ginny oświadczyła mu, że jeśli jej nie powie co jest nie tak, nie będzie w ogóle z nim rozmawiać. Kiedy więc tak postawiła sprawę, Harry ją stracił. Łzy Rowan nie zdołały oczyścić go z winy oraz ulżyć jego wewnętrznemu bólowi, toteż feniks był zirytowany. Jednak Rowan wciąż próbowała.
Harry podniósł swoje kartki urodzinowe i odłożył je na stolik, a wtedy do środka wleciała Hedwiga. Wylądowała na jego łóżku, tuż obok niego i czekała póki nie zdejmie z jej nóżki listu. Spojrzała na niego smutno. Chłopak domyślił się, że Hedwiga także widziała, że Harry miał kiepskie lato.
Dopiero gdy spojrzał na papier, zrozumiał. To był list od Voldemorta.

Wszystkiego najlepszego, Harry. Jestem pewien, że bardzo urosłeś i wiem, że dobrze cię nauczyłem, ale domyślam się, że wciąż masz pytania i wciąż jesteś ciekaw. Rozumiem, że czujesz się niepewnie. Przyjdź do mnie, Harry. Mamy wiele do przedyskutowania.

Z powodu poczucia winy i niepewności, jakie wywołały działania Voldemorta, Harry przeżywał tego lata istny koszmar. Odizolował się od przyjaciół i Syriusza, spędzając większość czasu w samotności.
Dwa tygodnie po swoich urodzinach, Harry zapadł w sen, siedząc przed biurkiem w gabinecie.
Obrazy z przeszłości przelatywały mu przez głowę.
Chłopak przyjdzie do mnie.
Połączenie staje się coraz silniejsze.
Moi śmierciożercy zaakceptowali to, nawet jeśli ty nie.
Jestem częścią ciebie, tak samo jak ty jesteś częścią mnie.
Jedyny czarodziej na świecie, którego nie mogę zabić i który jest w stanie mnie zniszczyć to Harry Potter i teraz jest on moim synem.
Syriusz obudził go łagodnie.
– Harry?
Chłopak spojrzał w górę. Był zlany potem i piekły go oczy. Przetarł dłońmi twarz.
– Wszystko w porządku, Harry?
– Nie – odparł zapytany. – Muszę zobaczyć się z Voldemortem.
Syriusz popatrzył na niego twardo. Harry odwzajemnił to spojrzenie.
– To prawda, Syriuszu. Muszę go zobaczyć.
– Harry…
– Wiesz, że mam rację – upierał się. – Proszę cię.
– Dobrze, Harry – powiedział Syriusz, ale wcale nie wyglądał na szczęśliwego.

Harry pozostawił Syriusza przy ostatniej bramie i szedł dalej sam korytarzem w kierunku celi Voldemorta. Żołądek zaczął go boleć dwie bramy wcześniej. Teraz zmagał się z silnymi nudnościami. Przechodził sztywno obok cel zajętych przez śmierciożerców, którzy szeptali do niego: „Mistrzu Harry”.
Harry zignorował ich i szedł z oczami wbitymi w ziemię. Nie był pewien, co zamierza powiedzieć, ale widział, że musi się dowiedzieć, dlaczego Voldemort zrobił to co zrobił.
Idąc, odczuwał wzmagający się w głowie ból. W końcu wzdrygnął się, kiedy zajrzał do celi Voldemorta. Tak jak poprzednim razem, Voldemort siedział wygodnie w fotelu z zamkniętymi oczami, wyglądając zupełnie spokojnie.
Harry nie odsunął się od krat. Nie chciał, by go usłyszano. Był przekonany, że ta rozmowa będzie bardzo dziwna, bardzo frustrująca, albo bardzo bolesna.
Już czuł się wyczerpany emocjonalnie, a jeszcze nie rzekł ani słowa. Wpatrywał się w podłogę, rozmyślając nad tym co ma powiedzieć.
Ból głowy podwoił się i Harry spojrzał do góry. Przed nim stał Voldemort, trzymając dłoń pod jego brodą.
– Witaj, Harry – powiedział.
Harry otworzył usta, ale Voldemort dotknął jego twarzy, by go uciszyć.
– Posłuchaj mnie, Harry. Wiem, że masz pytania. Odpowiem na nie, ale nie tutaj.
– Co… – zaczął Harry, ale strażnik już biegł w ich stronę. Gdzieś w dali słyszał Syriusza wołającego jego imię.
– Harry – wykrzyknął strażnik, zbliżając się do nich w pełnym biegu. – Musimy stąd uciekać. Dementorzy nadchodzą.
– Dementorzy? – powtórzył skonsternowany Harry.
Strażnik stanął jak wryty, gapiąc się na coś za plecami Harry’ego. Chłopak odwrócił się.
Otaczało go pięciu dementorów. Zapomniał o wszystkim czego nauczył go Remus, kiedy usłyszał w głowie krzyki swojej matki, a zimno zawładnęło nim.
– Nie – wyszeptał, cofając się przed nimi. Krzyki stawały się głośniejsze. Harry odpłynął w ciemność.

Obudził się w swoim łóżku w obozie Voldemorta.
Co ja zrobiłem?
I całe obezwładniające poczucie winy powróciło do niego, gdy przypomniał sobie krzyki swojej matki.
– Harry.
– Odejdź, Voldemort.
– Harry, zjedz trochę czekolady – zachęcił go czarnoksiężnik. – Leży przy twoim łóżku.
– Nie.
– Harry, nie zdradziłeś ich.
To przykuło jego uwagę. Odwrócił głowę.
– Jak na to wpadłeś?
– Wybory.
Harry usiadł. Voldemort siedział po drugiej stronie pokoju na krześle, które zazwyczaj zajmował, kiedy go odwiedzał.
– Nie rozumiem.
– Zjedz czekoladę, to ci to wyjaśnię – oświadczył.
Harry podniósł tabliczkę i odgryzł kawałek. Ciepło zaczęło rozprzestrzeniać się po jego ciele.
– Ile pamiętasz, Harry? – spytał Voldemort.
– Wystarczająco.
– Dziwię się, że w ogóle coś pamiętasz. W twoim wcześniejszym stanie dziwię się, jak udało ci się przyjść do mnie bez żadnej pomocy.
– To dlatego powiedziałeś to aururom? Bo sądziłeś, że nie będę niczego pamiętał?
– Nie, Harry. Powiedziałem im to, bo mnie nie zaakceptowałeś.
– Ale pamiętam…
– Harry – przerwał mu Voldemort. – Wybory. Nie zdecydowałeś się zaakceptować mnie. Musiałeś to zrobić. Wiedziałeś, że tylko ja mogę ci pomóc. Wiedziałeś, co chcę usłyszeć. Przekroczyłeś granicę swojej wytrzymałości. Nie mogłeś po prostu wytrzymać więcej i nie sądziłeś, że pomogę ci bez żadnych zobowiązań z twojej strony.
Harry wpatrywał się w niego. To była prawda, ale on wciąż to powiedział, przysięgał to.
– Pamiętasz, co mi mówiłeś? Dla Syriusza zrobię wszystko, co mi powie. Dla ciebie zrobię, co będę musiał. W twoim pojęciu zrobiłeś to, co musiałeś zrobić, by zakończyć swoje cierpienie.
– Nadal to powiedziałem – wychrypiał Harry. To ta rozmowa, której się obawiał – i właśnie stawała się coraz bardziej bolesna.
– Ale ja tego nie przyjmę.
Harry spojrzał na niego oniemiały.
– Nie zdecydowałeś się do mnie przyłączyć, Harry. I nie przyjmę tego w żaden inny sposób. Kiedy w końcu mnie zaakceptujesz, zdecydujesz się stanąć po mojej stronie, obaj będziemy o tym wiedzieć.
– Jak? – spytał Harry z ciekawością.
– Połączenie będzie kompletne. Poczuję twoją moc, a ty poczujesz moją.
Harry był zbyt skołowany, by to skomentować, więc ugryzł kawałek czekolady.
– Więc znów uczyniłem cię bohaterem, a czarodziejski świat wie, że jeszcze cię nie stracił.
– Ale co pomyślą teraz? W dniu kiedy przyszedłem cię odwiedzić, ty uciekłeś.
Voldemort machnął ręką.
– Zająłem się tym. Strażnik, który cię ostrzegł, zobaczył, że dementorzy cię okrążają i słyszał jak poleciłem Lucjuszowi żeby cię zabrał, tak bym mógł cię ukarać za okłamanie mnie.
– Zawsze o krok dalej – mruknął chłopak.
– Muszę być, Harry. Weź jeszcze trochę czekolady i odpocznij. Porozmawiamy później.
Harry obserwował jak Voldemort wychodzi, czując się naprawdę dobrze, po raz pierwszy od rozpoczęcia wakacji.
To nie była jego dobrowolna decyzja. To ból zmusił Harry’ego do powiedzenia tego. Voldemort wiedział to. Przekręcił się na bok i prawie natychmiast zasnął.

Harry wynurzył się z namiotu. Obóz pogrążony był w ciszy, lecz usłyszał głosy w namiocie konferencyjnym. Ruszył w jego stronę. Zgodnie ze słowem Voldemorta miał tam teraz wstęp, ale nie był pewien czy chce wejść.
– ...nie na długo – usłyszał. Brzmiało jak głos Syriusza, ale zlekceważył to, winiąc głód. Nie spał i nie jadł porządnie od tygodni. Poszedł po coś do jedzenia i usiadł z talerzem przy ognisku.
Kończył właśnie posiłek, kiedy poczuł pieczenie.
– Dzień dobry, Harry – rzekł Voldemort. – Widziałem wzdrygnięcie. Wiedziałem, że nie uda mi się do ciebie zakraść.
Harry wzruszył ramionami, odłożył talerz na stolik obok krzesła i oparł się, przyjmując wygodną pozę. Spojrzał na mężczyznę poprzez ogień, niepewny co powiedzieć.
Voldemort także go obserwował.
– Harry?
– Co? – spytał ostrożnie.
– Czy wiesz, jak nas znaleźli?
Harry westchnął.
– Wiem.
– Powiedz mi.
Chłopak pochylił się nieco i odrzekł:
– Pamiętasz, że w zeszłym roku urządziłeś przyjęcie po tym jak otworzyłeś Azkaban?
– Tak.
– Nudziłem się. Znalazłem mapy obozu, które mimo poprawnego rozkładu nie były skończone.
– Chyba nie masz na myśli zmarnowanego wysiłku Glizdogona, dążącego do odtworzenia Mapy Huncwotów?
– Właśnie tak. Dało mi to coś do zajęcia podczas zabawy i odwróciło uwagę od bólu.
– Czy mapa zadziałała?
– Po części. Ból stał się zbyt nieznośny i zawołałem Rowan. Wtedy przyszedł do mnie Severus. Nie rozpracowałem jej całkowicie do dnia, kiedy porwałeś Ginger.
– Jestem pod wrażeniem, Harry.
– Cóż, nie zdołałem sprawić, żeby zniknęła, choć udało mi się oznaczyć wszystkie kropki.
– Coś w tym musi jeszcze być.
Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Zanim pierwszy raz zobaczyłeś mnie w mojej animagicznej formie, latałem nad obozem. Wypatrywałem punkty orientacyjne, żeby je potem nanieść na mapę.
Voldemort odwzajemnił uśmiech.
– Bardzo mądre, Harry. Będę musiał to zapamiętać: znudzony i pomysłowy Harry Potter stanowi dla mnie bardzo poważne niebezpieczeństwo.
Harry wyszczerzył do niego zęby.
– Przypuszczam, że nie mógłbyś powiedzieć mi, jak się dostać do Bułgarii?
– Mógłbym – odparł Voldemort. – Ale tego nie zrobię.
Harry patrzył jak Voldemort wstaje, okrąża ognisko i staje przy nim. Wzdrygnął się.
– Dlaczego nie?
Voldemort zaśmiał się.
– Jak zwykle cyniczny. – Nagle spoważniał. – Zostań ze mną, Harry.
– To…
– Tylko na parę dni – przerwał mu czarodziej.
Harry obserwował go podejrzliwie.
– Po co?
– Wiesz, że lubię mieć cię tu przy sobie – rzekł. – Poza tym chciałbym zobaczyć jak bardzo wzrosła twoja moc po przejściu przez próg tego lata.
– Kolejne testy? – powiedział Harry z przerażeniem, wstając. – Raczej nie.
Voldemort wpatrywał się przez moment w jego twarz. Stał wystarczająco blisko, by go schwytać i zmusić do pozostania jeśliby tego pragnął, ale Harry podejrzewał, że tego nie zrobi.
– Wiesz, że mogę cię zmusić.
Harry miał rację.
– Nie sądzę, żebyś to zrobił.
Voldemort wyciągnął rękę w kierunku twarzy Harry’ego, ale ten tylko przechylił się do tyłu. Wobec tego chwycił jego nadgarstek, by powstrzymać go przed odejściem lub deportacją.
– Nie, Harry – przyznał. – Nie zmuszę cię. Ale chcę żebyś pamiętał, że to jedna z możliwości.
– A grożenie mi torturami jest najlepszym sposobem, by zachęcić mnie do zostania tu z tobą, Voldemort – odrzekł sarkastycznie.
Voldemort zachichotał i dotknął jego twarzy. To powaliło go na kolana.
– Nie, Harry – powiedział Voldemort. Uwolnił nadgarstek, lecz wciąż podtrzymywał jego brodę. Harry nie mógł się ruszyć. Oczy miał utkwione w szkarłatnych ślepiach Voldemorta. – Musisz jedynie wiedzieć, że wciąż mam nad tobą tą przewagę.
Jakby Harry mógł o tym zapomnieć.
– Mam jednak nadzieję, że twoja ciekawość zwycięży.
– Och? – zdołał powiedzieć Harry.
– Tak. Mam testy. Nie jesteś ciekaw, co dla ciebie przygotowałem?
Wszystkie moje testy czegoś cię uczą.
Voldemort dopiął swego. Puścił go i Harry oparł się na jednej ręce, drugą przyciskając do blizny na czole. Spojrzał na Voldemorta.
– Co ty na to, Harry? Poszedłem dla ciebie do Azkabanu, ponownie. Nie musiałem pozwalać, by aurorzy mnie złapali. Daj mi trzy dni.
Harry dźwignął się na nogi, przyglądając się twarzy czarodzieja. Wydawał się pełen nadziei. Czego chciał go nauczyć Voldemort? Cholerna ciekawość Harry’ego.
– W porządku, Voldemort. Trzy dni.

 

 

 

 

 

Rozdział 2
Zmiana

Pierwszy test nieco rozczarował Harry’ego. Był to pisemny egzamin. Stał przed biurkiem, spoglądając na niego z góry.
– Nie stać cię było na więcej, z tą twoją całą smykałką do dramatyzowania?
Voldemort zaśmiał się, siadając na krześle.
– Więc tu zostajesz – stwierdził Harry.
– Tak – odparł czarnoksiężnik. – Będziesz miał pytania. Muszę ich wysłuchać.
Harry przechylił się przez blat, odczytując pytania.
– Możesz usiąść – powiedział Voldemort.
Ale Harry wciąż studiował egzamin. Był to najdziwniejszy zestaw pytań jakie kiedykolwiek widział. Niektóre z nich dotyczyły czarodziejskiej historii, inne zaklęć, lecz większość była bardzo osobista. Podejrzewał, że mają też w sobie jakiś ukryty sens. Chłopak zerknął na Voldemorta.
– Mogę używać książek?
– Oczywiście – rzekł Voldemort. – I to prowadzi nas do kolejnej kwestii, która mnie ciekawi.
– O co chodzi? – spytał Harry, przyzywając książkę. W końcu usiadł i zaczął ją kartkować.
– Dlaczego nigdy nie zmieniłeś nic w tym namiocie?
Harry spojrzał na niego.
– To znaczy?
– Mieszkasz w nim niemal dwa lata, Harry. I nigdy go nie zmieniłeś.
Harry wzruszył ramionami, ponownie zagłębiając się w tekst.
– To namiot, który pozwoliłeś mi używać. Nie jest mój, nie mogę go zmieniać.
– Kto cię tego nauczył? – zapytał Voldemort, marszcząc brwi. – Drusleyowie?
Harry poczuł się zbity z tropu. Voldemort miał rację. Wszystko czego używał w domu swojego wujostwa, używał, gdyż mu na to pozwalano. Nigdy nie ruszył niczego w swoim pokoju, ponieważ nic nie było jego. To dlatego w jego pokoju nigdy nie było bałaganu. Wszystko, co było mu drogie trzymał schowane bezpiecznie w swoim kufrze.
– Sądzę, że miałem rację.
Harry odwrócił wzrok w stronę testu.
– Harry, znam to uczucie. Wszystko co do mnie należało, a nie było tego wiele, chowałem w moim kufrze. Tak było do czasu, gdy poszedłem do Hogwartu i odkryłem, że odziedziczyłem fortunę.
Harry wiedział, jak to jest.
– Masz swój pokój w domu Syriusza, prawda? – spytał Voldemort.
– Mam.
– Podoba ci się? Dostosowałeś go do swoich potrzeb? Zmieniłeś go?
– Ron pomagał mi go dekorować. Mnie on pasuje. Po co miałbym go zmieniać?
– Bo możesz – zasugerował Voldemort. – Bo jest twój.
– Ale nie chcę – odrzekł Harry, czując frustrację. – Jaki jest sens zmieniania czegoś, co już spełnia swoje zadanie?
– Zmiany mogą być dobre, Harry. Mogą inspirować. Bycie zdolnym do przyswojenia zmian to wartościowa cecha.
– W takim razie chyba jej nie mam.
– Och, ależ masz, Harry. Dostosowujesz się do wszystkiego, co przyniesie ci życie. Twój problem to nie przystosowywanie się do zmian, ale ich zapoczątkowywanie.
Harry nie był pewien, do czego ta rozmowa prowadzi.
– Czyli?
– Zmieniłeś świat, kiedy miałeś tylko jeden rok – rzekł Voldemort. – Co prawda nie wiedziałeś tego, ale od tamtej pory ślepo zgadzałeś się na wszystko, co zostało przed tobą postawione.
Czemu nie mógł po prostu tego wykrztusić?
– Voldemort…
– Harry – przerwał mu czarodziej. – Masz moc i szansę, by dokonać wielkich czynów – by zainicjować niezwykłe zmiany, jeśli będziesz tego chciał.
– Czy to następne kazanie o przyłączeniu się do ciebie?
– Nie, Harry. Mówię o działaniu. O postanowieniu by działać, zamiast…
– Chwileczkę. Przecież postanowiłem przejść przez tę klapę, żeby ochronić Kamień Filozoficzny. Postanowiłem zjechać kanałem do Komnaty Tajemnic.
– Nawet wtedy zmierzałeś do mnie – powiedział Voldemort z szerokim uśmiechem.
Harry zignorował to.
– I postanowiłem iść za ponurakiem do Wierzby Bijącej, zamiast wezwać pomoc.
– Ponurak?
– Och, profesor Trelawney zobaczyła ponuraka w moje filiżance podczas naszej pierwszej lekcji wróżbiarstwa. Wcześniej widziałem już wielkiego, czarnego psa – tej nocy, kiedy uciekłem od Dursleyów. Później widziałem go jeszcze parę razy na błoniach koło zamku. Nie wiedziałem, że to był Syriusz, że po prostu ma na mnie oko i próbuje znaleźć sposób, by złapać Pettigrew.
Voldemort skinął.
– Sam widzisz, zapoczątkowałem zmiany.
– Tak, Harry. Małe.
– Ocaliłem życie Pettigrew. Ty to nazywasz małym? Z powodu tej małej zmiany mój czwarty rok był koszmarem. I to wszystko z twojej winy.
– Dlaczego?
– Dlatego, bo obmyśliłeś ten wyszukany plan, by mnie dorwać.
– Nie zostawiłem ci wyboru – odparł Voldemort, kiwając głową. – I zadbałem o to, by mieć w zamku swojego sługę, który doprowadzi do twojej wygranej.
Harry nie chciał myśleć o Cedricu.
– Moody był jedną z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły mi się na tym roku – powiedział.
– Barty?
– Zgadza się. Nawet go lubiłem. Nie wiedziałem, czemu mi pomaga, ale go lubiłem. Zmienił Malfoya w tchórzofretkę i miotał nim po korytarzu.
Voldemort zachichotał.
– Naprawdę? Dziwię się, jak to się stało, że nie słyszałem wcześniej tych ciekawych wieści.
– Pokazał mi też, że mogę zwalczyć klątwę Imperius.
– Tak, i chyba powinien wspomnieć mi o tym. Ale mój najwierniejszy sługa wiedział jedynie, że potrzebuję twojej krwi, a potem mam zamiar cię zabić. Nikt nie był tak zaskoczony jak ja, kiedy nasze różdżki się połączyły.
Harry zupełnie zapomniał o teście. Musiał przyznać, że jego rozmowa z Voldemortem była intrygująca.
– Voldemort?
– Tak, Harry?
– Kiedy wpadłeś na ten przedni pomysł, żebym się do ciebie przyłączył?
– Ach, to przyszło do mnie jak nagły przebłysk.
– Opowiedz mi o tym.
– Ach, ta ciekawość.
Harry spojrzał z powrotem na swój test.
– Jeśli nie chcesz…
Voldemort roześmiał się.
– Wiesz, że wszystko co musisz, to mnie tylko zapytać, Harry – rzekł. – Rozbiliśmy właśnie nasz pierwszy obóz i spotkaliśmy się w konferansjerce. Wsłuchiwałem moich śmierciożerców – czasem lepiej po prostu słuchać, Harry, zapamiętaj to – i wtedy jeden z moich najbardziej tępych sług…
– Glizdogon?
– Nie, Goyle. Usłyszałem słowo „połączenie” w kontekście do nas dwojga. Od razu wiedziałem, że musisz do mnie dołączyć. Po tym wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Oczywiście, wiedziałem, że będziesz się opierał, tak jak twój ojciec, ale byłem pewien, iż w końcu osiągnę sukces.
– Jeszcze nie wygrałeś.
Voldemort uśmiechnął się.
– Wiem, Harry. Ale teraz obaj wiemy, że możesz powiedzieć te słowa. Następnym razem gdy je wypowiesz, będziesz miał je na myśli.
Harry nie czuł się pewny, ale mimo to skwitował:
– Nie dziel skóry na niedźwiedziu.
Uzupełnił dziwaczny egzamin Voldemorta i obserwował w milczeniu, jak czarnoksiężnik czyta jego odpowiedzi.
– Harry, dlaczego na pytanie „Kto jest twoim zdaniem najpotężniejszym czarodziejem” odpowiedziałeś „Harry Potter”?
Harry spojrzał na niego. Sądził, że to podchwytliwe pytanie.
– A nie jestem nim?
– Dlaczego tak twierdzisz?
– Cóż, ponieważ dwoje największych czarodziei walczyło o mnie, a uwaga całego czarodziejskiego świata wciąż koncentruje się na tym, co zrobi Harry Potter. Myślę, że niekoniecznie muszę być najsilniejszym czarodziejem, jednak mam największą władzę.
– Bardzo dobrze, Harry.
– Mam rację, tak?
– Tak, Harry, masz. Zaakceptowałeś to. Jestem z tego zadowolony.
Harry nachmurzył się.
– Dałeś mi cały test tylko dla tego pytania?
– Poniekąd. Wiele moich pytań było podchwytliwych, ale zauważyłem, że na te odpowiedziałeś sarkastycznie, co przewidziałem wcześniej.
– Jak?
– Poprawne odpowiedzi byłyby zbyt osobiste, a wiedziałem, że nie będziesz chciał ich wyjawić. Ale po tym co napisałeś mogę stwierdzić, że zrozumiałeś pytania.
Jako że test (i ich rozmowa) zajęła większą część popołudnia, Voldemort zostawił go w spokoju do końca dnia. Harry był mu za to wdzięczny, bo choć Voldemort nie zbliżył się dostatecznie, by wywołać u niego znaczny ból, jego obecność przez dłuższy czas wciąż go wyczerpywała.
Drugi test miał polegać na użyciu klątwy Imperius na dorosłym czarodzieju. Po raz pierwszy rzucił je na Rona na swoim piątym roku i bez różdżki. Ale Harry nie wiedział czy miał tyle mocy, by rzucić je na starszego czarodzieja.
– Mogę użyć swojej różdżki? – spytał, gdy dostrzegł zbliżających się do nich Lucjusza i Severusa.
– Harry, przeszedłeś dwa progi – stwierdził Voldemort. – Nie będziesz jej już potrzebował.
– Mówisz poważnie?
– Czy nie zdajesz sobie sprawy z tego jak potężny się stałeś? Czy moje testy ci tego nie ukazały? Harry, czy naprawdę myślisz, że inny siedemnastolatek mógłby zrobić to co ty?
Szczerze, to Harry nie wiedział, lecz Voldemort rzadko go okłamywał. Wzruszył ramionami.
Voldemort zaśmiał się.
– Skromność. To szlachetna cecha.
– Powinieneś jej spróbować.
Voldemort wykrzywił się na ten pomysł.
– Och, nie, Harry. Wiesz, że zbyt lubię napawać się zwycięstwem.
Harry roześmiał się – musiał.
– Więc ten test…
– Tak. – Voldemort odwrócił się do mężczyzn, którzy stali obok czekając, aż czarnoksiężnik zwróci na nich uwagę. Severus wyglądał na rozbawionego, a Lucjusz na rozdrażnionego.
– Więc co mam zrobić? – spytał Harry.
– Wiesz, co robić. Z tymże w tym wypadku rozkażesz im coś, czego nie chciałbym, by zrobili.
Harry wpatrywał się w niego przez chwilę. Coś, czego Voldemort nie chciałby, by zrobili…
Przeniósł wzrok na Lucjusza. Jego wyraz twarzy zmienił się na pełen obawy. Malfoy był uważany za jednego z najbardziej zaufanych i poważanych śmierciożerców, z czym Harry się zgadzał.
Podniósł rękę.
– Imperio.
Oczy Lucjusza stały się szkliste, a na jego twarzy pojawił się nieco oszołomiony wyraz.
– Wyrzeknij się swego mistrza – rozkazał mu Harry.
Wyglądał, jakby ze sobą walczył, nawet stojąc w obliczu Voldemorta. Ten ostatni nie pokazał po sobie żadnych emocji.
– Porzuć go. Powiedz mu, teraz.
– Nie będę ci dłużej służyć – powiedział Lucjusz.
– Zabiję cię – odparł Voldemort po prostu.
– Proszę bardzo.
Voldemort podniósł różdżkę.
Harry szarpnął ręką, przerywając klątwę. Lucjusz upadł na ziemię.
– Voldemort, czemu…
– Żeby zobaczyć czy on udaje, Harry – wyjaśnił. – Wie, że chcę, być wypadł dobrze. Chciałem się tylko upewnić, czy zrobiłeś to prawidłowo. Wiedziałem, że złamiesz klątwę jak tylko mu zagrożę. Nigdy nie był poddawany temu zaklęciu. To dlatego upadł, kiedy przestało działać.
...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amelia.pev.pl